poniedziałek, 15 lutego 2016

Szesnaście

No i rozdział szesnasty. Chyba się obrażę, ponieważ nie ma tej aktywności co z początku i 
przy wcześniejszych rozdziałach :(
Edit: Chciałam z przykrością ogłosić, iż popadłam w depresję i następny rozdział
nie pojawi się prędko.

Szesnaście.

Nie poszedłem więcej spać. Bałem się, że koszmar się powtórzy. Nie chciałem widzieć
tego jeszcze raz, tym bardziej - być zabójcą. Wolałem poczekać te kilka godzin. Co robiłem? Cóż, wziąłem kolejny prysznic, zjadłem wczesne śniadanie - kilka razy, próbowałem obudzić Georga w jakiś odjechany sposób, ale ten ma sen jak niedźwiedź, nic go nie rusza. Później, kiedy księżyc był nadal na niebie, postanowiłem iść na spacer. Świeże powietrze i samotność dobrze mi zrobi. Będę miał okazję porobić coś, czego zwykle nie robię.. Połazić po okolicy. Zobaczyć, co się pozmieniało na osiedlach znacznie oddalonych od naszego takie tam. Wciągnąłem buty, bluzę, zabrałem opaskę na głowę (którą zwykle zakładam pod full-cap) i opuściłem dom. 
Wychodząc na chodnik zaciągnąłem się świeżym powietrzem. Ahh, niby miasto, ale gówno prawda.. Tę okolicę określiłbym jako... Miasteczko.. Ulice są, ruchu jako takiego nie ma, szkoła jakieś 100 metrów od naszego domu, sklepy odzieżowe, kawiarnia, hipermarket. Do centrum mamy jakieś 25 minut drogi. Moim tempem to byłoby jakieś 10-15 przy większym ruchu, ale według Billa.. Koszmar. Nie mówię, że nie umie szybko jeździć. Bo kiedy jedzie sam to depnie nawet do 240 km/h. Ale już jak ma pasażerów nie jedzie więcej niż 75. Ja się pytam, dlaczego?!.
Przechodziłem przed domami, w co niektórych świeciły się światła.. Ludzie chodzą do pracy. Też bym mógł, ale w sumie, po co? Pieniądze mamy.. Ustawieni jesteśmy.. Zresztą, przecież się uczę. Nie mam obowiązku mieć zatrudnienia, dopóki nie ukończę szkoły.
Nagle poczułem, jak mój telefon wibruje gdzieś w czeluściach dna mojej kieszeni od spodni. Wyciągnąłem go i spojrzałem na ekran. SMS od numeru zastrzeżonego. Zmartwiłem się.
"Wiem co zrobiłeś. Pamiętaj, będziesz miał kłopoty" 
Ta wiadomość mnie bardzo zaniepokoiła. Co ja niby zrobiłem? Przecież od jakichś 3 lat jestem czysty, zero kłopotów z prawem.. Koleś chyba pomylił numery. Znowu wibracja - kolejny sms. 
"Widzę cię" - gwałtownie rozejrzałem się. Przez moje ciało przeszły ciarki.. Sparaliżowało mnie.. Nikogo nie było widać, nic nie było słychać oprócz mojego oddechu. Kolejny sms.
"Panika?"
Zebrałem się na odwagę i postanowiłem się odezwać. Odpisać na zastrzeżony nie mogę, bo się nie da.
- Słuchaj - zacząłem, oglądając się wokoło. Mówiłem dosyć głośno. - Nie wiem kim jesteś, gdzie jesteś ani po co tu jesteś. Nie wiem, o co tobie chodzi. Napisz mi proszę, co takiego zrobiłem, bo ja na prawdę nie mam zielonego pojęcia! 
Umilkłem. Czekałem na jakikolwiek znak. Wibracja.
"Nie, to byłoby zbyt łatwe.."
- Nie pogrywaj! Pokaż jaja i odpowiedz mi, co takiego zrobiłem! - spojrzałem przed siebie. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył pomyślałby, że jestem wariatem. Ale kto mnie widzi? No wariat! 
"Skąd taka pewność, że mam jaja....?" 
- Mam tego dość. Jeśli mi grozisz, idę z tym na policję. Chyba, że powiesz mi, co takiego zrobiłem! 
Kilka sekund ciszy, a telefon znowu za wibrował.
"Berlin, tam się zaczęło, lecz tam się nie skończy" 
Mówiłem wielokrotnie, jednak już żadna wiadomość nie przyszła. Byłem przerażony.
Obudził mnie stukot w okno. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam w tę stronę, w celu
rozpoznania osoby stojącej po drugiej stronie.
- Tom? - zapytałam sama siebie i podeszłam do okna, otwierając je
- Wpuść mnie - spojrzał na mnie.
Odsunęłam się i otworzyłam szerzej okno. Jednym susem wskoczył na ramę i do mojego pokoju. Szybko zamknął okno i zakrył je firaną. 
- Tom? - uniosłam brew, spoglądając na niego.
- Dostałem sms'a - sapnął - Wygląda na to, że nadawca mi grozi.
- Ktoś ci grozi? - wystraszyłam się - Z jakiego numeru? Można obczaić właściciela w necie..
- Zastrzeżony - westchnął - Masz może pomysł, co mogą oznaczać słowa "Berlin, tam się zaczęło, lecz tam się nie skończy"? 
- Nie.. Tom, boję się o ciebie - przytuliłam się prędko do niego. - Trzeba iść z tym na policję.
- Nie, Roxen. Sam się dowiem, kto jest nadawcą. Jeśli jednak groźby się nasilą, albo zmienią w czyny, dopiero wtedy pójdę na komendę - położył moją głowę na swojej klatce piersiowej 
- Twoje serce bije dużo szybciej niż zawsze - stwierdziłam
- Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, że się boję. Oczywiście, pierwszy raz od kilku lat...
- Tom, musisz na siebie uważać. Nie mogłabym sobie wyobrazić...
- Nie kończ - zakrył mi usta - Nie dojdzie do tego.
Postanowiliśmy nie kłaść się do łóżka. Poszłam ogarnąć poranną toaletę, ubrałam się w towarzystwie Kaulitza i razem z nim podążyłam do kuchni, w celu zrobienia ciepłej herbaty i kanapek.
- Nad czym myślisz? - zagadał Tom, siedząc przy stole i obserwując mnie.
- Nad znaczeniem tego zdania. Może chodzi o to, że tam się urodziliście, ale... Tam nie wrócicie? 
- To nie miałoby sensu.. A ty nie dostałaś.. - przerwał i zrobił oczy wielkie jak pięć złotych - Bill!
Gwałtownie wstał i wyciągnął go z kieszeni. Myślałam, że od siły ucisków jego palców telefon za chwilę pęknie w pół. 
- Bill? Nic ci nie jest? Dostałeś jakieś sms'y? Dom bezpieczny? G2 nadal u nas są? 
Patrzyłam na niego i oczekiwałam odpowiedzi, czy u Czarnego wszystko jest dobrze. 
Nagle usłyszałam dźwięk mojej komórki. Dostałam sms'a, pewnie od Gabi. Jednak, nie była to wiadomość od Gabi.. Numer zastrzeżony.
"Obserwuję cię. Uważaj, gdzie się szwendasz bez swojego goryla".
Boże! Ma nas na celowniku! Usiadłam, bo nogi się pode mną ugięły. Tom skończył gadać z Billem i spojrzał na mnie.
- Bill dostał wiadomość od zastrzeżonego - powiedział - Roxen?
- Nie tylko Bill - odparłam ukrywając twarz w dłoniach
- Pokaż mi to - zabrał mój telefon ze stołu i przyjrzał się wiadomości. - Cholera...
Boję się. Nie wiem, czy to wszystko skończy się wielką pomyłką, śmiercią jednego z nas czy wygraną naszej "drużyny".. Boże, dlaczego nas to spotkało..
- Tom, trzeba to zgłosić policji - spojrzałam na niego przez łzy - Nie możemy czekać aż komuś z nas coś się stanie!
- Nie dopuszczę do tego! - przytulił mnie mocno. - Po co policja, mówiłem, że sam znajdę nadawcę - wywrócił oczami
- Trzymam cię za słowo - pocałowałam go, akurat udało mi się dosięgnąć.
Może tego nie okazuję, ale jestem przerażony. Pierwszy raz w życiu totalnie robię w 
spodnie. Może to jakiś psychopata, albo ktoś robi sobie jaja, albo nie wiem. Totalnie nic nie wiem. Chcę, żeby to wszystko się już skończyło. 
Spojrzałem na zegarek - 8:25! Powinniśmy być w szkole! 
- Roxen, ubieraj się, jedziemy do szkoły! - wyskoczyłem przez okno i biegiem leciałem do domu. No wiadomo, po plecak. 
- Bill? - wbiegłem do domu. Nikogo nie było, tylko Gustav smacznie chrapał na kanapie. 
Zabrałem plecak i z powrotem wróciłem po Roxen. 
- Dzisiaj spacer. - powiedziałem widząc jej pytający wzrok - Proszę.
- Okej - wzruszyła ramionami i chwyciła mnie za rękę.
Szedłem razem z nią, a jej delikatna dłoń powodowała, że cały stres znika. To jest najważniejsza (oprócz Billa) osoba w moim życiu. 
- Tom? - usłyszałem jej szept - Jakie będzie wyjaśnienie naszego spóźnienia?
- Ty zaspałaś a mi samochód nie chciał odpalić.
- Okej - zaśmiała się.
Może ten dzień wcale nie będzie taki zły? Okaże się.
Zdążyliśmy na dzwonek po pierwszej lekcji. Weszliśmy no szkoły, zadzwonił dzwonek i momentalnie korytarz się zapełnił. I oczywiście zrobiło się jakieś zbiorowisko, nie wiedzieliśmy, co jest jego powodem. Dopiero podczas omijania tego ludzkiego kokonu, jakiś chłopak wykrzyczał:
- O proszę, szanowny pan Kaulitz!
Odwróciłem się i spojrzałem na chłopaka. Trochę niższy ode mnie, szczupły, brunet o bardzo ciemnych włosach. Patrzył na mnie i miał głupi uśmieszek na twarzy.
- Do mnie mówisz? - uniosłem głowy by pokazać, że mam na niego, że tak powiem, wyjebane.
- A widzisz tu swojego brata? - zrobił krok w moją stronę, nadal się śmiejąc.
- Czego chcesz? 
- Ponoć jesteś postrachem tej szkoły - wyraz jego twarzy zastąpił obrażony grymas.
- Hahah, kto ci tak powiedział? - teraz to dowalił. 
- Kilku kumpli. Otóż, od dzisiaj to się zmieni. Zniszczę cię, A twoja dziewczyna, prędzej czy później, będzie moją dziewczyną. 
- Czyżby? - zbliżyłem się do niego - Jeśli ją tkniesz, zabiję cię.
- Nawet nie będziesz wiedział, kiedy.
- Nie słuchaj go, to idiota - Roxen złapała mnie za nadgarstek, objęła mnie drugą ręką w pasie i pociągnęła do tyłu.
- Dzisiaj jest twoja, a jutro, kto wie, może być moja.
Nie wytrzymałem i pchnąłem go mocno.
- Tom! - Roxen krzyknęła w moją stronę 
- Tak chcesz się bawić? - w tym momencie zadzwonił dzwonek.
- Przed szkołą, na następnej przerwie - powiedziałem stanowczo - Jak nie przyjdziesz, wypierdalasz z tej szkoły, mimo że dopiero ją zacząłeś, jasne?
- Gotuj się na pośmiewisko - splunął obok mojego buta.
Nie pozwolę, żeby jakiś gówniarz mi groził. Roxen jest moja, moja i jeszcze raz moja, nikomu jej nie oddam. Tym bardziej jemu. 
- Kto to jest? - zapytała dziewczyna.
- Nie wiem, jakiś nowy - wzruszyłem ramionami - Zostawiłabyś mnie dla niego?
- No co ty! Jesteś tylko i wyłącznie ty! - przytuliła się do mnie.
- Kaulitz! Killer! - usłyszałem głos dyrektora - A wy lekcji nie macie? Nie dosyć że pierwsza nie zaliczona to na drugą się spóźniacie! Już, do klas! 
- Dobra, dobra, spokojnie - podniosłem ręce - Trzymaj się skarbie - biegiem ruszyłem w stronę klasy. 
Na szczęście ten cwel jest w B, ja w A. jeśli byśmy byli w jednej klasie, przysięgam, wysadziłbym tę budę. 

2 komentarze:

  1. Dawaj nexta! Jeju, ciekawe kto taki mądry straszy nam naszego kochanego Toma xde Myślę, że chłopak, który rzucił wyzwanie, zostanie na dłużej w tym opowiadanu xde
    Wikki Nikki :)
    życzę dużo weny xde

    OdpowiedzUsuń