wtorek, 28 lipca 2015

Trzy

Black Rabbit: Nie przesadzajmy, ja nie mam talentu :) Talent miałabym, jeśli za opowiadania z języka polskiego dostawałabym szóstki, a tu tylko piątki i piątki plus.
Pomponella: Cieszę się, że jesteś :)
Ogólnie dziękuję za zainteresowanie. Zapraszam na trójeczkę.

Trzy.

- Co?! - przekręcił trochę równoważnik radia na minusowe.
- Mówię, że tu mieszkam baranie - znów się zaśmiałam, a on ze mną.
- Okej, nie tak ostro. Dzięki za super wieczór - powiedział z wielkim uśmiechem na ustach i zatrąbił.
Ja też się uśmiechnęłam i zamknęłam drzwi, a on od razu odjechał. Przed domem od razu pojawiła się mama.
- Kto to był? Gdzieś ty była? - zaczęła od razu
- Spokojnie, to był Tom. Zgarnął mnie po drodze, byliśmy w sklepie i na kawie.
- A nie na randce? - uśmiechnęła się pytająco
- Nie, to była zwykła kawa. Wybacz, ale on, ten boski Tom Kaulitz, na pewno nie chce ze mną chodzić. A ja nie chcę zniszczyć relacji pomiędzy nami.
- No dobrze, już. Chodź, kolacja na stole od dziesięciu minut stoi. Poza tym, nie mogłam się do ciebie dodzwonić.
- Przepraszam, nie słyszałam telefonu. Mieliśmy głośno puszczoną muzykę.
Po wyjaśnieniu tej półtory godzinnej nieobecności zasiadłam wraz z rodzicami do kolacji. Uwielbiam jeść piramidki z kurczaka i warzyw. To zawsze mi smakuje.

___

Wszedłem do domu i rzuciłem kluczyki od auta na komodę, nogą zamykając drzwi.
- Do cholery jasnej, gdzieś ty był, w Londynie po te piwo?! - Bill siedział w pokoju i oglądał telewizję.
- Zgarnąłem po drodze Roxen. - powiedziałem i rzuciłem paczkę z zakupami na kanapę, obok Czarnego - Była ze mną w sklepie, a później poszliśmy na kawę.
- Jak długo ją namawiałeś? - spytał, wyciągając pudełko z papierosami i piwo.
- Sama mi to zaproponowała. Pobawię się nią trochę, bo coś za często się blisko mnie kręci.
- Deklu, to ty się cały czas koło niej kręcisz - zaśmiał się i włączył jakiś film.
- Gdzie Geo? - rozejrzałem się w poszukiwaniu kumpla
- Geo zadzwonił i powiedział, że przywiezie takiego kolesia. Powiedział też, że jest grubszy od niego, a więc na pewno go polubimy.
- Tak.. No, ale skoro Georg chce nam go przedstawić to znaczy, że to spoko gościu.
- Masz racje. - otworzył piwo i upił łyka.
Rozsiadłem się wygodnie widząc, że to jakiś film akcji.. Coś podobnego do " Szybkich i Wściekłych ", ale to jednak nie ten film..
- Oglądaliśmy kiedyś " Need For Speed "? - zapytał po chwili
- Nie przypominam sobie, a bo?
- Właśnie oglądamy. - uciął krótko i zatopił się w ekranie, od czasu do czasu upijając łyk piwa.
Po jakichś dwudziestu minutach do domu wparował Georg z tym nowym koleżką.
- No jestem! - krzyknął - Chłopaki!
- No przecież cię słyszymy downie - odkrzyknął mu Bill.
Wszedł razem z tym grubym do salonu.
- Bill, Tom, to jest Gustav. Gustav, ten brzydki to Bill, a ten Dredziarz to Tom.
- A w mordę chciał? - odwrócił się w jego stronę - Prosisz się o obicie ryja.
- Jak byliśmy młodsi mówiłeś, że jestem gruby, to ci oddaję. Co oglądamy?
- Need For Speed. - odparłem, kiedy Geo usiadł obok mnie a Gustav na fotelu obok. - Skąd jesteś?
- Z Magdeburga. - odparł, miętoląc palce - Urodziłem się i wychowałem w Magdeburgu.
- No nie gadaj! Ja i Tom też! - Bill się podekscytował.
- Serio? - zdziwił się - Tego mi Georg nie powiedział.
- Grasz na czymś? - przestaliśmy zwracać uwagę na film.
- Walę w bębny, a co?
- Chłopaki - wtrącił najstarszy - Ja gram na basie, ty Tom na elektrycznej i klasycznej, a Bill ma super głos.
- Do czego zmierzasz? - zapytałem chórem razem z Billem.
- Widać, że skiblowaliście trzecią klasę. Moglibyśmy założyć zespół.
- Ej, hola. Musielibyśmy razem coś zagrać, żeby wiedzieć, czy wszyscy się do tego nadajemy.
- Georg, dopiero ich poznałem. Daj trochę luzu - Gustav skierował do kolegi - Od ilu gracie?
- Ja gram na gitarach od dziewiątego roku życia. - wyprostowałem się
- Ja gram na keybordzie tak jak Tom, od dziewiątego roku życia. Śpiewem zainteresowałem się, jak miałem jedenaście lat.
- Miałem trzynaście lat, jak dostałem wymarzony bas na gwiazdkę.
- To nawet nieźle z wami. - rzucił
- A ty? - spytał Bill
- Od czwartego roku życia uczyłem się grać, teraz tylko uderzam z przyzwyczajenia.
Zaśmialiśmy się wszyscy. Równy z niego gość, no nie?
- Dobra, zamknąć ryje, bo oglądam - skierował w naszą stronę Bill i dopił resztę piwa.
- Tej, Tom! - szepnął Georg - Jak tam Roxy?
- Weź daruj. Była ze mną w sklepie dzisiaj, i poszliśmy też na kawę.
- Ale jesteś pewien, że nie udaje?
- Po*ebało? Już pierwszego dnia była ubrana w męską koszulkę, leginsy i trampki, a na głowie miała czapkę daszkiem do tyłu. Dopiero pierwszego dnia zaczęła gadać z twoją siostrą i tą drugą, jak jej tam.. Mniejsza z tym. Coś jeszcze?
- Ona się zadaje z moją siostrą? - zdziwił się.
- No, nie wiedziałeś?
- Ty myślisz, że interesuje mnie życie Gabi.
- To weź się nią, ku*wa, zainteresuj, bo ja chcę mieć Roxen przy sobie, kapujesz?
- Spoko. - odparł cicho - Rany, ale cię wzięło. Jak..
- Ja wiem, nie mówmy o tym. Ale ona nie jest Patricją, okej? To jest prawdziwa dziewczyna, nie udaje i nie robi wszystkiego, żeby mi się przypodobać. I to właśnie mnie w niej kręci.

___

- I jak było z Tomem? - wtrąciła mama, tak zupełnie bez skrupułów, przy tacie.
- Jakim Tomem? - spytał ojciec
- Mamo! Prosiłam cię! - powiedziałam stanowczym głosem
- Oj przepraszam, wymsknęło mi się...
- Już ci więcej nic nie powiem. - odparłam i wstałam, odchodząc do pokoju.
Miała nie mówić tacie, że w moim życiu pojawił się nowy chłopak. Miał nie wiedzieć, dopóki nie uda mi się pójść z nim na randkę. Ale to mi się raczej nie uda, to przecież Tom. Tyle ładnych dziewczyn przeplotło się przez jego łóżko.. Ale jeśli już do czegoś dojdzie, ja nie mam zamiaru być kolejną przez niego zaliczoną. Chciałam go jakoś ustatkować, tak, żeby.. Żeby się zatrzymał. Został przy jednej. Przy mnie.
Sprawdziłam jeszcze raz, czy wszystko, co potrzebne, mam spakowane na jutro do szkoły.
- Wygląda na to, że wszystko jest. - powiedziałam do siebie i rzuciłam się na łóżko.
Dwudziesta druga godzina, muszę iść się wykąpać. Lubię kąpiel, nie dlatego, że po niej i ja i cała łazienka ładnie pachnie, ale dlatego, że podczas kąpieli mogę się odprężyć i zmywam z siebie ciężar dzisiejszych zajęć. Mogę też dużo pomyśleć o następnym dniu, co zrobię, a czego nie.
Wzięłam z szafki świeżą bieliznę, skarpetki "piętki" oraz koszulkę "I'm Super Man" i udałam się do łazienki.
Po długiej, odprężającej kąpieli wytarłam się, ubrałam świeżą bieliznę i założyłam mój tiszert. Umyłam zęby, a po długiej walce z włosami w końcu udało mi się upiąć je w ciasnego koka. Tylko tym cudem nie są poplątane rano. Wróciłam do pokoju.
Położyłam się do łóżka i nastawiłam moje radyjko z muzyką. Nie muszę budzić się w nocy, żeby je wyłączyć, bo jest ustawiona godzina kiedy ono samo to zrobi. Gdybym nie słuchała muzyki na dobranoc nie zasnęłabym. Można powiedzieć, że cierpię na bezsenność, a muzyka to moje tabletki nasenne. Kiedy leci rap, momentalnie zamykam oczy, wyobrażam sobie teledysk lub samego rapera i po jakichś pięciu minutach odpływam. O tak, właśnie tak wygląda moje zasypianie.
I wątpię, żebym kiedykolwiek mogła spać u kogoś, być na nocce, lub kogoś zaprosić do siebie na noc. Chyba, że ze słuchawkami, ale wtedy musiałabym się obudzić w nocy, żeby wyłączyć muzykę. Niestety, to radyjko nie ma wejścia na słuchawki,jedynie na głośniczki, ale przez wejście do USB.

___

- Bill! Rusz tyłek! - krzyknąłem, schodząc ze schodów.
- Tom! Zaspreyowali mi samochód! - słyszałem, jak wbiegł do domu. Był wściekły, aż się w nim gotowało.
- Co?! A mój!? - no wiadomo, pierwsza reakcja.
- Ku*wa, to twoja sprawka! Twój nawet nie jest ruszony! - podszedł do mnie
- What?! A po jaki ch*j miałbym spreyować ci auto! pomyśl, zanim coś powiesz!
- Muszę wsiąść do tej amerykańskiej karykatury. - prychnął
- Jak masz problem, to napierdalaj na pieszo te trzy kilosy. - podrzuciłem kluczyki w dłoni i ruszyłem w stronę drzwi. - No ruszysz się?
Niechętnie wziął plecak oraz klucze i zamykając dom, wsiadł do samochodu.
" - Ja ci, ku*wa, dam - amerykańska karykatura to twój wymalowany ryj. "
Nie będę robił mu przykrości i nie powiem mu tego prosto w twarz, bo się jeszcze obrazi. Mamy sprzeczki, ale się kochamy. Ani ja, ani Bill, nie wytrzymalibyśmy dnia bez siebie.
Ruszyłem w stronę szkoły.

___

Musiałam iść na pieszo, bo oczywiście przez mamę spóźniłam się na autobus. Kurde, zimno, bo minus dziewięć stopni, w zimę, zaczyna prószyć śnieg, widzę go tu pierwszy raz. Dosyć gęsty. A ona mnie nawet podwieźć nie chciała! Mój pechowy dzień.
Ale po chwili słyszałam wołanie i zatrzymujący się obok mnie samochód. Samochód Toma.
- Jedziesz z nami? Co ja gadam, pewnie, że jedziesz. Wskakuj do tyłu. - powiedział Tom, szeroko się uśmiechając.
- Tak w ogóle to cześć, i dzięki - powiedziałam, rozgrzewając ręce.
- Zimno ci? Widzisz, gdyby mi samochodu nie zaspreyowali to pojechalibyśmy moim, bo Tom niestety w tym gracie nie ma ogrzewania.
- Przestań już kłapać to jadaczką i ucz się z biologii, będę od ciebie ściągał.
Zabawne, że to Bill się uczył, a Tom od niego ściągał. A i tak Bill miał lepsze oceny, bo jego brat niestety zawsze był przyłapywany na ściąganiu.
- A może, raz, tak dla odmiany, sam byś się czegoś nauczył? Tom, do cholery! Znowu jesteśmy zagrożeni na półrocze! Jak z tego nie wyjdziemy, to będziemy do siedemdziesiątki siedzieć w tym je*anym gimnazjum.
- O nie, jeszcze jednego roku tu nie wytrzymam.
- Czemu się po prostu nie wyprowadzicie? - przerwałam im.
- Widzisz, Roxen, nie możemy ryzykować pudłem. Musimy skończyć to gimnazjum.
- Mogę wam pomóc.. - zaproponowałam, a oni zerknęli na siebie - No wiecie, te przedmioty, z którymi macie problem, dla mnie nie muszą być trudne.
- Skarbie.. - wtrącił Tom - Po pierwsze, we wszystkich przedmiotach oprócz angielskiego mamy problemy. A po drugie, ty jesteś dopiero w drugiej klasie. To trudniejszy materiał.
- Ty myślisz, że ja nie wiem? Ale powiem ci, że jeśli kilka razy przeczytasz temat i zajrzysz do internetu, już możesz się czegoś nauczyć.
Dojechaliśmy pod szkołę.
- Wpadnę po ciebie o piątej, pomożesz nam z biologią, matmą i historią. Okej? - spytał Tom, gasząc silnik.
- Nie ma sprawy, ale co będę z tego mieć? - na to pytanie Bill podarował bratu szeroki uśmiech i wysiadł z samochodu.
- Co powiesz na jakąś kolację w Berlinie? - spytał, patrząc mi w oczy.
- W Berlinie? Oszalałeś? Mało restauracji masz w Hamburgu?
- Dajesz mi małe pole do działania. - odparł, szykując się do wyjścia.
- Zgadzam się na Hamburg, o Berlinie nie ma mowy.
- Zgoda. - uśmiechnął się i wysiadł
- Tom? - również wysiadłam - Czy to ma być randka?
Byłam ciekawa jego odpowiedzi. Trochę się stresowałam, że moje uczucia wyjdą na jaw, ale jego odpowiedź mnie zaskoczyła.
- Dla mnie tak, ale dla ciebie to może być zwykła kolacja z przyjacielem.
" Dla mnie tak "? Czy on właśnie powiedział, że według siebie zabiera mnie na randkę? Cholerka, ja się serio muszę postarać z tymi korkami. 

wtorek, 14 lipca 2015

Dwa

No i widzę, że tak jak " Krwawię, cicho żyjąc " nawet was zainteresowało :)
Cieszę się, że wam się podoba :)
Zapraszam na dwójeczkę kochane :*

Dwa.
Na mecie, czyli przed domem, byłbym pierwszy, ale odpuściłem Billowi. Zrobiłem to tak, żeby wyglądało, że chwilowo straciłem panowanie nad samochodem. Kiedy wysiadłem z samochodu, z trudem powstrzymywałem się od mojego tryumfalnego uśmiechu. Bo tak naprawdę, to ja wygrałem.
- A ty kurde co? - Bill również opuścił swój pojazd
- Co? - wzruszyłem ramionami
- Odpuściłeś.
- Nie, wygrałeś, bo miałeś szczęście.
- Odwal się w końcu. Wygrałem, bo mi odpuściłeś. Nie jestem aż tak głupi, żeby tego nie zauważyć.
Szturchając się i śmiejąc weszliśmy do domu. Nasi sąsiedzi szczerze nas nienawidzą. A to Charlie, nasz pies, jest na ich ogrodzie. Albo mamy za głośno muzykę. Albo nadal świeci się u nas światło, chociaż jest godzina po ciszy nocnej. W więc, co oni robią do tego czasu? Też muszą nie spać. A o graniu wieczorem na gitarze to w ogóle mogę zapomnieć. I szczerze, wolałbym już skończyć to powalone gimnazjum, sprzedać chatę i razem z Billem na zawsze się stąd wynieść. Tylko, Bill musiałby poinformować mamę. W końcu, dostawać co miesiąc po dziewięć tysięcy na łebka nie zdarza się każdemu.
Rodzice zawsze traktowali nas równo. Jednak od ich rozwodu, odkąd mama zaszła ponownie w ciążę ze swoim nowym partnerem, od kiedy powtórnie wyszła za mąż, zaczęła wywyższać Billa. Bill jest taki, owaki... Byliśmy bici. Nie tylko przez nią, przez ojczyma też. Tacie nie pozwoliła się do nas zbliżać, a przecież ten cały rozwód był jej winą. Gordon, jej obecny partner, bił nas za każde, nawet najmniejsze przewinienie. Ale nikt nigdy tego nie widział, bynajmniej nie u Billa - ja byłem częściej i mocniej katowany. Nie wiem, dlaczego. Może ona mu coś powiedziała, żeby Billa tylko chlasnął parę razy i to wszystko. Ale za co ona mnie tak nie cierpi.. Nie widzieliśmy się z nimi od trzech lat, czyli od czasu rozprawy. Naszej rozprawy, podczas której zarówno ja, jak i mój bart, siedzieliśmy na ławie oskarżonych. Nawet wtedy go wywyższała. Co zrobiliśmy? Tak to jest, jak piętnastolatki zadają się z dwudziestolatkami... Upili nas. Byliśmy tak narąbani, że po pijaku wsiedliśmy za kółka. Nawet to nie były nasze auta, nie mieliśmy rzecz jasna prawa jazdy. Ścigałem się z Billem. Spowodowaliśmy okropny wypadek, w którym ja potrąciłem ciężarną kobietę a on wjechał w busa. Oczywiście, to my odpowiadaliśmy za zniszczenie samochodów, za moje morderstwo i za jazdę po pijaku. Ale gdzie byli ci dwudziestolatkowie, którzy dali nam te samochody? No racja, byli tak samo narąbani, jak my. Ale na logikę - kto da pijanemu piętnastolatkowi swój samochód??
- Co jemy? - zapytał z kuchni. Do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranej lodówki.
- Maria zostawiła nam roladę mięsną w piekarniku. Odgrzej, zjemy sobie. - odparłem.
Plecak rzuciłem obok kanapy i runąłem na nią. Nienawidzę tej szkoły. Kto to widział, żeby osiemnastoletni mężczyźni chodzili do gimnazjum, i mieli przymus je skończyć? A my go nie skończyliśmy. Dostaliśmy dosyć słaby wyrok, ze względu na okoliczności łagodzące - nieletni, upici przez starszych, nigdy nie byliśmy karani ani zatrzymani, nie uciekliśmy z miejsca wypadku i nie kłamaliśmy przed sądem. Do tego "rodzice" pokryli koszty naprawy samochodów. Nie każdy za wypadek ze skutkiem śmiertelnym dostaje dwa lata. Miałem szczęście. Bill tak samo.

___

- Jestem! - krzyknęłam wchodząc do domu.
Rzuciłam klucze na białą szafkę z brązowym blatem i zdjęłam buty.
- Jak było? - spytała moja mama z kuchni
- Pytasz mnie o to samo codziennie, od tygodnia. A ja ci odpowiem to samo, czyli świetnie. Tak do końca roku będzie?
- Oj no już, nie marudź. Tu masz obiad, umyj ręce i przyjdź zjeść.
Zaciągnęłam się aromatycznym zapachem sosu pieczeniowego. Pospiesznie wpadłam do łazienki, zmoczyłam dłonie letnią wodą i nałożyłam odrobinę kokosowego mydła. Po wytarciu rąk w ręcznik wróciłam do kuchni.
- Taty jeszcze nie ma? - zapytałam, nie przerywając jedzenia
- Musiał zostać dłużej w pracy, dodatkowe obowiązki. - uśmiechnęła się
- Wiesz, gadałam z Tomem... - zaczęłam, a mama gwałtownie się do mnie odwróciła, cała aż tryskała radością.
- I co? Opowiadaj! - usiadła na krześle obok.
- W sumie, to nic. Szłam przez korytarz zamyślona, w ogóle zapomniałam, gdzie jestem i co robię. Nagle na niego wpadłam i trochę pogadaliśmy. Powiedział, że mnie lubi. Stwierdził nawet, że jestem ładna! - zachwyciłam się - Ale co z tego, skoro przez jego łóżko przeplotły się już wszystkie dziewczyny z 3 klasy?
- Nie musisz iść z nim do łóżka, ojciec by go zabił. Skoro cię kocha, to zrozumie.
- Ja nie powiedziałam, że mnie kocha. Powiedziałam, że stwierdził, iż jestem ładna, a to duża różnica. - wstałam i odłożyłam talerz do zlewu. - Idę się uczyć. Do godziny siedemnastej proszę mi nie przeszkadzać!
Wbiegłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Westchnęłam ciężko. Czasem się zastanawiam, dlaczego w ogóle rozmawiam z mamą na temat chłopaków. Nigdy żaden jej nie dogodzi, nawet Tom. Raczej kolacja z rodzicami odpada.
Zaśmiałam się do siebie cicho i wraz z plecakiem podeszłam do biurka. Nienaganny porządek, to lubię. Kiedy wszystko jest na swoim miejscu, jej perfekcyjnie. I przynajmniej da się pracować.
Z torby wyciągnęłam matematykę, zawsze od niej zaczynałam. Matematyka to moja Pięta Achillesa.
A to, że mam dysleksję, wcale mi nie pomaga. Nie mam nawet żadnej strony społecznościowej, bo nie miałabym czasu na nią wchodzić. Codziennie muszę powtarzać różne rzeczy, nawet te z szóstej klasy, żeby je pamiętać. Z ortografią jednak jest już lepiej. Ale matematyka to zdecydowanie tragedia.

*

Dziś skończyłam wyjątkowo szybko. Na dworze co prawda słońce już zaszło, ale nadal jest jasno.
Postanowiłam przejść się na spacer. Nagle dostałam sms od Marty.
" Czy ty widzisz, co oni znów robią? Obejrzyj ten filmik. Dyrcio na bank już ich wyrzuci. "
Zdziwiłam się. Czy to na pewno miał być sms do mnie? To nic, kliknęłam w miniaturkę. Moje oczy szerzej otwarły się, kiedy zobaczyłam obok szkoły, na drodze, stojące obok siebie dwa samochody, które wraz z dzwonkiem na przerwę ruszyły przed siebie. To były auta bliźniaków! Ale, czy to na pewno oni?

" To Bill i Tom? Co oni robią? " - odpisałam jej.

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.

" Tak, to oni. Jak to, co? Ścigają się! To już czwarty raz! Zawsze spod szkoły aż do domu! "

Nie pomyliłam się, są idiotami. Ścigać się spod szkoły... Szacun. Ale widocznie czują się pewnie z tym, że nikt im nie zabierze prawa jazdy. A tu mogą się zdziwić, kiedy przy jednym z domów będzie stać policja. Ale jak tu nie kochać takiego idioty, jakim jest Tom. Ten człowiek jest perfekcyjny, a jego uśmiech bezcenny. Gabriela mi mówiła, że była akcja, kiedy obaj włamali się do szkolnego radiowęzła. To się popisali. Tom powiedział " Bill nigdy niczego nie zrobi beze mnie. Nie wiedziałby nawet, jak się urodzić, gdybym ja nie zrobił tego pierwszy ". Bill zaczął go szturchać i obaj się śmiali, a później do mikrofonu dorwał się Bill. " Są momenty, kiedy chcę sprzedać kopa temu idiocie. Zawsze, gdy na niego patrzę, a on robi coś zupełnie innego niż to, co powinien, mam ochotę mu je*nąć. " I znów ta sama reakcja. To były chyba ich osiemnaste urodziny, tak. Mieli powiedzieć coś zabawnego, ale i słodkiego o sobie. Nieźle się z nich uśmiałam. Właściwie, to z Gabrieli, bo to od niej się o tym dowiedziałam.
Nagle obok mnie zatrzymał się samochód. Gdy na niego spojrzałam, lekko się zdziwiłam.
- Podwieźć cię gdzieś? - powiedział Tom, gdy opuścił szybę
- Em, nie, dzięki. - uśmiechnęłam się.
- Co masz? - jechał tak wolno, jak ja szłam. Co chwilę odwracał głowę i patrzył raz to na mnie, raz na drogę.
- Sms'a od przyjaciółki. - odparłam, pokazując mu telefon - To wy? - wskazałam na miniaturkę w sms'ie.
- Cholera, znowu nas nagrali? - spytał, ale jednak spokojnie.
- Na to wygląda. Po co to robicie? - prychnęłam, ale chyba nawet tego nie zauważył.
- Może jednak wsiądziesz? - ruchem głowy wskazał miejsce obok niego.
Szybkim krokiem ominęłam maskę jego samochodu i wsiadłam, momentalnie znajdując się obok niego.
- Lubimy to. Przynajmniej możemy się zabawić w ciągu tygodnia.
- A co robicie w wolne? - poprawiłam tiszert na dole.
- O kochana, wtedy to się dzieje. Spotykamy się z ekipą pod miastem, nad jeziorem. To taki mały lasek, jeziorko i mała plaża. Teren prywatny, dawno nie odwiedzany. Jeździmy tam co weekend, zaczynając w piątek wieczorem i kończąc w niedzielę po południu.
- Rany, tak zupełnie? Rodzice wam pozwalają?
Chwila ciszy, trochę się zdziwiłam.
- Jeszcze żeby ich to interesowało. Są za granicą, pracują. - wyraźnie trochę posmutniał.
- Ach pracują... To dobrze - odparłam, a on spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Nie, to znaczy źle, ale myślałam, że nie macie rodziców...
- To jest bardzo skomplikowana sprawa, wiesz? Może kiedyś przy kawie ci opowiem.
- Chętnie posłucham - uśmiechnęłam się.
Pewnie kątem oka to zauważył i również się uśmiechnął.
- Właściwie, to gdzie jedziemy? - spytałam po chwili, patrząc przez boczną szybę.
- Po dwa puszkowane i dwie paczki papierosów, bo nam się skończyły. Wysadzić cię, i wrócisz do domu, czy chcesz jechać ze mną?
- Nie, luz. Pojadę z tobą - na te słowa aż oczy mu błysnęły.
Nie wiem, co on sobie w tej makówce wyobraża, ale ja nie jestem łatwa i nie jestem na jedną noc. Podoba mi się, okej. Ale niech mi udowodni, że jest siebie wart. Pomęczę go trochę, bo jakoś dziwnie coraz częściej się koło mnie kręci.
- Palisz? - zapytał znienacka.
- Chyba żartujesz. - prychnęłam, co rozbawiło nas obu.
- Nie. Ty masz ile, szesnaście lat, tak?
- Piętnaście. O rok wcześniej poszłam do szkoły.
- A, no racja. Sorry, nie umiem liczyć - zaśmiał się.
Uwielbiam, kiedy żartuje w mojej obecności. Wtedy wydaje się być wyluzowany, i zbytnio nie "gwiazdorzy".

___

Siedzi obok mnie, dzieli nas tylko ręczny i wajcha skrzyni biegów. Śliczna, uśmiechnięta. Cholera, jak o niej myślę, wszystko wraca. Patricja, nasz związek, nasza wspólna noc. I wszystko znowu ze mną jest. Ale miejmy nadzieję, że Roxen jest inna. Że nie jest zwykłą szmatą, która próbuje mi się przypodobać.
Zatrzymaliśmy się pod sklepem.
- Chcesz coś? - spytałem. Odkiwnęła głową, że nie. - Idziesz ze mną?
Uśmiechnęła się i wysiadła z auta, ściągając dół koszulki - bardziej w dół. Taka śliczna, wyjątkowa. Fakt, te sztuczne plastiki, takie jak Jessica, mnie kręcą, bo noszą ubrania, dzięki którym wszystko sobie odsłaniają i łatwo się dostać. Ale coś czuję, że Roxen nie jest łatwą dziewczyną i pewnie po tym, co o mnie usłyszała, na pewno się ze mną nie prześpi. A już na bank nie zostanie moją dziewczyną.
Weszliśmy do sklepu. Oboje do działu z alkoholem, tak jej powiedziałem. Wziąłem z półki dwa Redsy, oczywiście słabe, bo jutro szkoła. Uśmiechnąłem się do niej.
- Na pewno nie chcesz? - spytałem dla pewności
- Nie, dzięki. - odparła i rozglądała się dalej.
- Chodźmy do działu nikotynowego. - odparłem, idąc przed siebie.
- Gdzie? - zdziwiła się, robiąc śmieszny grymas.
Zaśmiałem się.
- Poszukać papierosów.
Zrobiliśmy już zakupy, mieliśmy wracać do domu, kiedy ona nagle rzuciła:
- To może pójdziemy na tą kawę? Opowiesz mi wtedy tą strasznie skomplikowaną historię, hmm?
- Wiesz, za bardzo cię nie znam. - odparłem, po chwili się do niej uśmiechając.
- To mnie poznasz. Ja opowiem o sobie, a ty o sobie. Co ty na to?
Przekonała mnie, w sumie, to byłem za tą kawą, ale mnie przekonała jeszcze bardziej.
- Okej. - pilotem zakluczyłem auto i ruszyliśmy do najbliższej kawiarenki.
Kupiliśmy sobie po kawie - ona Nescaffe, ja wziąłem cynamonową artystyczną. Lubię takie kawy.
- Więc, co chcesz wiedzieć? - spytałem, upijając jeden łyk.
- Może na początek, dlaczego nadal siedzicie w gimnazjum. - rzuciła, delikatnie się uśmiechając.
- No i widzisz, to właśnie jest połowa tej skomplikowanej historii... - zacząłem - Mieliśmy po piętnaście lat, wpadliśmy w nie te towarzystwo, bo to była grupa dwudziestolatków. To był, jak się nie mylę, piątek. Kupili nam parę piw, tych mocnych piw, i wódkę. Nieźle nas uchlali. No i później, po całym piciu, dali nam wsiąść do samochodu. Mieliśmy im pokazać, na co nas stać - mieliśmy się ścigać. Ten który wygra, zostaje w "gangu". Woda sodowa nam uderzyła do głów. W końcu, mieć dwudziestoletnich kupli to nie wstyd. A byliśmy pijani, i ja, i Bill, chcieliśmy zostać w tym pie*dolonym gangu. Spowodowaliśmy wypadek, w którym ja potrąciłem ciężarną kobietę, a Bill wjechał w tranzyta. No wiesz, dużego busa. Była rozprawa, ponieśliśmy dosyć łagodną karę, bo dostaliśmy tylko dwa lata, w zawieszeniu na 3, jeśli nie skończymy gimnazjum. Jedno poważne przewinienie, jedno zgłoszenie dyrcia, a już siedzimy. Do tej całej kary wykonujemy prace społeczne.
- Ach tak? Jakie? - ożywiła się
- Wieczorami siedzimy w szpitalu dziecięcym i gramy chorym dzieciom. Na raka, na chorobę serca... Tym dzieciom, dla których w sumie nie ma już ratunku. Ja gram na gitarze, a Bill śpiewa. Dzieciom się to podoba.
- Grasz na gitarze?
- Pewnie. Na elektrycznej, basowej, klasycznej, akustycznej. Gram na wszystkich instrumentach. - dopiłem swoją kawę i wygodnie oparłem się o oparcie krzesła.
- Zazdroszczę ci. Chciałabym umieć grać przynajmniej na gitarze. - westchnęła, również dopijając swoją kawę.
- Teraz ty, powiedz coś o sobie. - uśmiechnąłem się

___

Również się uśmiechnęłam.
- A co chcesz wiedzieć? - spytałam.
- Skąd się tu wzięłaś. - odparł, poprawiając swoją czapkę.
- Jestem z Dortmundu, tam się urodziłam i wychowałam. Nie mam rodzeństwa, jestem jedynaczką. Moja mama lubi pomagać katowanym dzieciom, dlatego pracuje w opiece społecznej. Ojciec jest adwokatem, prawie cały czas jest poza domem. W moim życiu nie ma nic ciekawego.
- Jesteś jak ja. Zupełnie, jak ja. Znaczy, wyglądem, bo charakterem się różnimy, wiesz? - rzucił po chwili.
- Serio? - spytałam - Ja jakoś tego nie dostrzegam. Jakim cudem te ogromne spodnie się na tobie trzymają? - kiedy o to zapytałam, uśmiechnął się i pokiwał głową, po czym wstał i lekko uniósł bluzkę, pokazując pasek. - I zagadka rozwiązana.
Pośmialiśmy się chwilę, po czym oboje zwróciliśmy uwagę na powoli czerniejące niebo.
- Zbieramy się? - spytał
- Pewnie - uśmiechnęłam się i wstałam.
W drodze do domu głośno słuchaliśmy muzyki.
- Czekaj, to mój dom. - krzyknęłam, wybuchając przy tym śmiechem.

czwartek, 9 lipca 2015

Jeden.

Cześć, nazywam się Roxen,  ale wszyscy mówią mi Roxi. Mam 15 lat i pochodzę z Munichu. Właśnie wraz z rodzicami przeprowadziliśmy się do Hamburga.
Do szkoły chodzę od tygodnia. Mam już dwie przyjaciółki, wroga a nawet chłopaka, który strasznie mi się podoba. Ma na imię Tom, ma 19 lat ale chodzi do 3b bo skiblował, czy coś. 
Może opowiem coś o sobie. W starej szkole zawsze miałam więcej kolegów niż koleżanek. Wśród dziewczyn uważana byłam za za mało kobiecą i zbyt chłopską. Noszę zazwyczaj czarne leginsy lub inne jednokolorowe. Do tego zawsze czysty, wyprasowany i pachnący męski tiszert. Nie lubię tych całych ubranek, które odsłaniają więcej niż zasłaniają. Po co mi to? Nie muszę się oszpecać, żeby się komuś "podobać" . Wkońcu znajdzie się chłopak, który pokocha mnie, nie moje cycki i tyłek. Tacy się tylko ośmieszają. Taki Tom na przykład.  On patrzy na wystające cycki i obcisłe spodnie. Słyszałam, że jego brat zwraca szczególną uwagę  na oczy i na dłonie. Jeden normalny, którego cycki nie obchodzą.  Właśnie! Nie mówiłam wam, że Tom ma brata bliźniaka. Bill Kaulitz, 1.90 wzrostu. Czekoladowe oczy, czarne ubrania, niskie, zawsze rozpięte i rozwiązane glany.Mimo,  że ma makijaż w jakiś sposób różni się od tych wszystkich emosów. Tom tak samo. Skejcik bo skejcik, ale zupełnie inny od wszystkich. Nie chodzi wszędzie z fajką, co drugie słowo w jego zdaniach to wcale nie "ku*wa". Jest dobrze wychowany choć z tego, co wiem, to nie mają rodziców. Ale sam Tom mało o sobie mówi. Bill jest bardziej otwarty. Nie wiem, jeszcze z nimi nie rozmawiałam. Ale nie raz, jak idą,  to słychać ich rozmowy. 
I widzicie, tutaj nikomu nie przeszkadza mój styl. Uczniowie tworzą różne gangi. Np. emosy mają swój, kujony swój, skejty swój, do którego zresztą należy Tom. Bill należy do grupy niewierzących. Tom też chciał, ale musiał wybrać jeden z nich. Tom i Bill jako jedyni z gimnazjum mają prawko. No, co się dziwić, są pełnoletni. Wiem też, że Tom jeździ jakimś czarnym amerykańcem, Bill zaś szarą Audi A4. Są tak podobni, a tak się różnią. 
Tyle, co mi o nich Gabriela i Marta opowiedziały to się w głowie nie mieści. W niektóre rzeczy nie wierzę,  ale to już mały szczegół.
Co by tu jeszcze dodać... W przyszłości chciałabym zostać lekarzem sądowym. Ta praca polega na rozcinaniu zwłok. Kręci mnie to. Łatwo się teraz domyślić, że mój ulubiony serial to "CSI". Poza tym, dobrze płacą. Rodzice są przeciwko tym planom. Mówią, że " ci zmarli bedą mnie prześladować" . Wali mnie to. Chcę być lekarzem sądowym i nim będę. 
Ulubiony film? Bardzo lubię ten polski film, "Sala Samobójców" . To świetny film, i właśnie mój ulubiony.
Ulubiona piosenka? Słucham Shakiry i Pitbulla. Lubię też rap. Nie mam ulubionej.
Tak naprawdę mogę zjeść wszystko.  Frytki, sałatki, pieczony indyk. Wszystko, kompletnie wszystko. 
Kolory to szarość, biel, czerń. Kolory doła. Może ewentualnie kolory, ale ciemne odcienie. W całym swoim życiu zakochana byłam tylko raz. Gastrom Hyde, starszy o rok. Śliczne oczy, bujne włosy i wyrobiony brzuszek. I zostało mi tylko złamane serce. Teraz jest Tom. Ten ponoć ma co noc inną w łóżku. Ale jest tak słodki, że aż idealny. Jeśli przejdę wszystko jeszcze raz to się chyba zabiję, a tego by moi rodzice nie wytrzymali.
- Ej, wow!
Nagle poczułam, jak z kimś się zderzam.
- Tom!
Zupełnie zapomniałem,  że idę w wzdłuż korytarza. Ten czubek mnie wybudził.
- No, to ja. A ty jesteś...
- Roxen.  - odparłam
- Roxen... - powtórzył cicho - Do której chodzisz?
- Do drugiej - uśmiechnęłam się
- Aa, to ty jesteś ta nowa.. Roxy! Kumpel mi cały czas o tobie nadaje.  Z jego opowieści wyciągnąłem to, że cię lubię. - zaśmiał się
- Serio? - lekki rozumieniem rozlał się na moich policzkach.
- Tak, wydajesz się być spoko. Jesteś jak damska wersja mnie. Za duże koszulki, trampki, czapka... Jesteś ładna.
Powiedział,  że jestem ładna!  O fu*k! 
___

Podoba mi się. Jest tu od tygodnia, a ja już  się w niej zakochałem. Pamiętam, jak to było z Patricją. Męskie ciuszki, rap itd. Ale jak przyszła konsekwencja to się wyniosła! A ja serio ją kochałem. Na szczęście to mi minęło. Ale teraz jest Roxen. Trochę bardziej damska, bardziej pociągająca. Ma w sobie coś, czego nie miała nawet Patricja. Nie jest kawałkiem plastiku i nie nosi skąpych ciuchów. Jest niezwykła. Filip miał rację mówiąc, że to największa dupa w szkole.
- Czemu z nią gadałeś, kotku?
-Jess, nie obraz się, ale to koniec.
Zacząłem powoli ochodzić, ale ta zaczęła do mnie krzyczeć.
- Co?! Jak to?! Przecież wczoraj zaczęliśmy! Spałam z tobą!  Tom, do cholery!
Kiedy to wykrzyczała miałem ochotę wyśmiać ją prosto w twarz. Jednak nie chciałem być tak chamski. Wkoło nas zebrało się mnóstwo ludzi, w tym najbardziej znienawidzona przeze mnie nauczycielka.
- Nie jesteś aż tak piękna, żeby chodzić ze  mną dłużej niż jeden dzień.
- A ta młoda siksa jest?!
- Stul mordę idiotko. Sama jesteś młodą siksą, jesteś zaledwie rok starsza od niej. Nie wszystko musi kręcić się wokół ciebie. To koniec, łapiesz?!
- Kaulitz! - z tłumu dobiegł głos wściekłej, starej pani Flag. Właśnie,  fajne nazwisko, nie? - Dość tego! Do dyrektora razem ze mną! A z tobą policzę się później! - skierowała się do Jessici.
Tłum się rozsunął, a ja, zaraz za panią Flag, udałem się do gabinetu dyrektora. To już trzeci raz dzisiaj! Za co? Nic nie zrobiłem!
- O, dobrze, że pana zostałam!  - wparowała do tego gabinetu jak nie wiem co. - Dziś przyznała się czwarta dziewczyna w tym miesiącu, że spędziła z nim noc! No ja już nie wiem, co robić! 
- Mogę zostać sam na sam z Tomem?
- Oczywiście. - odparła i wyszła.
- Tom, chcesz iść do pudła?  Przypominam ci, że jesteś już pełnoletni i możesz normalnie odpowiadać przed sądem i nie trafisz już do poprawczaka. Rozumiesz?
- No tak, tyle że one same mi się do chaty wpychają.
- Tom.?
- No dobra, raz się zdarzyło.
- Człowieku, to już czwarta w tym tygodniu! Jedenasta w tym miesiącu! Dwudziesta trzecia w tym roku! Biorę pod uwagę to, że raz skiblowałeś.
- Wylatuję? - spytałem nieśmiało
- Dam ci jeszcze jedną szansę.  Dobrze wiem, że musisz mieć ten dyplom.
- Dziękuję...
- I ja cię ostrzegam! Jeszcze jeden kłopot i twoje nazwisko w ustach obojętnie jakiego nauczyciela, a możesz pożegnać się z roczną wolnością. Kapujesz?
- Tak.
- Możesz iść.
Przed gabinetem czekał na mnie Bill.
- Wyrzucili cię? 
- Nie. - szepnąłem - Skąd wiesz?
- Jess mnie napadła i powiedziała,  że zostawiłeś ją dla jakiejś młodej szmaty.  To prawda? Chodziło jej o Roxy?
- No kto jak kto, ale ty chyba wiesz.
- No i wszystko jasne. To co, spadamy do domu?
- No jasne. Ścigasz się? - zapytałem chytrze - Ulice dziś jakoś puste.
- Jak ty mnie doskonale znasz - zaśmiał się i wsiadł do samochodu. Zrobiłem to samo.
Ustawiliśmy się na drodze. Dzwonek na przerwę  - dla nas to sygnał na start. Z całej siły wcisnąłem gaz zmieniając biegi. Czułem się jak aktor z "Szybkich i Wściekłych". Te kilka sekund po starcie czułem się wolny.