sobota, 15 sierpnia 2015

Zwiatun

Zwiastun tego bloga :D Co myślicie? Mnie się bardzo podoba. Polecam Zwiastunową Wyspę a zwłaszcza Lex May :)


Czekam na opinię :) Mnie osobiście bardzo się podoba. Normalnie z 15 razy już go oglądałam xD

piątek, 14 sierpnia 2015

Sześć.

O Boziu! Jesteście! 6 komentarzy! Nawet nie wiecie, jak bardzo mnie to ucieszyło :)
Cieszę się, że jednak czytacie to słabe wypociny :/ 
Daję plamę, bo odcinki miały być dłuższe, a w cale nie są.

Sześć.
Tom ruszył, a ja wygodnie oparłam się o siedzenie. Było chłodno,
gdyż on faktycznie nie ma ogrzewania. Zastanawia mnie, kto zaspreyował Billowi samochód. Ale jest coś ważniejszego - Tom na mnie leci. Tom Kaulitz na mnie leci. Chociaż, Bill może robić sobie ze mnie jaja. Ale, co jak co, jemu raczej można ufać.. Nie dał mi jeszcze powodu, żeby było inaczej. Tak, Bill jest człowiekiem godnym zaufania. Zrobiło mi się cieplej dzięki bluzie Toma. W jego samochodzie jest czysto, czego nie mogę powiedzieć o aucie rodziców. Mnóstwo jakichś papierków, piasek na dywanikach i okruszki ciastek na fotelach. Okropne. 
Dziwne wydało mi się też to, że bliźniacy w ogóle się nie odzywali. Znowu coś kombinują? Myślałam, że przegadają całą drogę. A tu BUM - ani słowa. Zmrużyłam oczy. Skoro nic nie mówią, chyba mogę iść spać, prawda?  Zsunęłam się trochę i ułożyłam do spania. 
Przeraża mnie ta cisza ze strony Billa. Normalnie to nadaje i nadaje.
Bez przerwy. Najczęściej mówi o tym, że moglibyśmy w weekendy odwiedzać rodziców w Berlinie, a nad jezioro wybierać się maks dwa razy w miesiącu. Może faktycznie tak byłoby lepiej, ale jest mały problem - mama za mną nie przepada, a Billa uwielbia. Oboje nienawidzimy jej fagasa Gordona i tej małej bździągwy Karen. Karen to nasza młodsza, przyrodnia siostra. Jest zarozumiała i ciągle na nas donosiła, mimo że do bioder nam nawet nie dorastała. Trzynastolatka która uważa siebie za najpiękniejszą dziewczynę w Berlinie. Co? Najpiękniejszą? Ona chyba śni. Ma bardzo bujną wyobraźnię i to jest jej minus. Klasowa prymuska. Kochana córunia tatunia i mamuni. O nas prawie w cale nie pamiętają. Gordon to bogaty snob, który rzuci milionem euro i ma, co tylko chce. Uważa nas za kryminalistów, a co gorsza - dokładnie owinął sobie mamę wokół palca. A co my mieliśmy do gadania? Mieliśmy po sześć lat! Nie spytała nas o zdanie, czy chcemy zacząć od nowa. Po ślubie z Gordonem odcięła nas od taty. Kupę lat go nie widzieliśmy. Podobno Gordon załatwił mu zakaz zbliżania się do mamy i do nas. Już nie wspomnę o tych dniach, kiedy uważał, że mamy za mało dyscypliny i za każdą pyskówkę z moich ust skierowanych do mamy byłem bity. Billa tykał rzadziej, bo u Billa wszystko byłoby widać. W pierwsze święta po przeprowadzce do Hamburga pojechaliśmy do nich. Zjedliśmy kolację, a kiedy okazało się, że nie przywieźliśmy młodej prezentu, zaczęła odstawiać jakieś scenki."Tak bardzo was kocham, chciałam tylko jedną lalkę..". Więcej nie przyjechaliśmy. No do cholery, ona miała dziesięć lat! Jaka NORMALNA dziewczyna bawi się lalkami w wieku dziesięciu lat? Ja i Bill samochodziki Hot Wheels rzuciliśmy w kąt już w wieku ośmiu lat, bo zainteresowaliśmy się muzyką. Mama była z nas dumna, a Gordon powtarzał "Tracicie czas na tę muzykę. Zanim się obejrzycie, stracicie również dzieciństwo". Może i miał wtedy rację, ale gdybym rzucił wtedy grę na gitarze, zaimponował bym Roxen w kawiarni? Bo o ile się orientuję, spodobało jej się moje hobby. A imponować takiej igiełce, jak ona, to naprawdę jest sztuka.
- Bill? - spytałem cicho. - Coś ci jest?
- Chciałbym się zobaczyć z mamą. - westchnął.
- Obiecuję ci, że pojedziemy do nich w ferie. To tylko dwa miesiące, wytrzymaj. 
- Tak długo? Nie możemy sobie odpuścić jezioro w przyszłym tygodniu i zamiast marnowania nad nim czasu, pojedziemy do mamy? Trudno to zrobić? 
- Okej, ale skoro jedziemy na weekend, ja zabieram Roxen.
- I mama znów pomyśli, że to dzi*ka na jedną noc. - charakterystycznie uniósł jedną brew.
- Niech spróbuje nazwać ją dzi*ką w mojej lub jej obecności, a pożałuje, że się urodziła.
- Skończmy już ten spór, ta kobieta dała nam życie.
- A po jednej, głupiej sprawie, odstawiła nas na bok. - prychnąłem, zwalniając. - Korek? o ósmej wieczorem?!
Zgasiłem silnik i zapinając bluzę, wysiadłem z samochodu. Obejrzałem się, czy aby coś nie próbuje nas wyprzedzać. Nic nie jechało, więc ruszyłem przed siebie. Chwilę później kroku dotrzymał mi również Bill.
- Roxen śpi? - zapytałem cicho
Skinął mi głową. Zatrzymaliśmy się przy zbiorowisku. 
- Co się stało? - zwróciłem się do obcego mężczyzny
- Ten chłopak wpadł pod koła samochodu, który heblował tu, na drodze. 
- Żyje? - wtrącił Bill
- Reanimowali go, ale zmarł na miejscu.
Wstrząsnęło mną. Okropne, zginąć pod... Ouu.. Karma. I wszystko znów wraca. Spojrzałem na Billa, nasze spojrzenia się spotkały. Czuł to samo, co ja w tym momencie.
- Luz, Tom. Wracajmy do auta. - poklepał mnie po ramieniu.
Kiedy zorientowałam się, że stoimy, ocknęłam się. Przestraszyłam się,
kiedy zauważyłam, iż chłopaków nie ma w samochodzie. Rozejrzałam się gwałtownie. Uspokoiłam się, kiedy zobaczyłam ich kierujących się w stronę samochodu.
- Co się stało? - spytałam, kiedy wsiedli do środka.
- Chłopak został potrącony, musimy wszystkich ominąć i jechać dalej. - odparł Tom, zapinając pas.
- Biedny.. - szepnęłam, siadając normalnie. - Która godzina?
- Piętnaście po ósmej. - rzucił Bill, zerkając na wyświetlacz telefonu.
- Jesteśmy daleko od tego jeziora, czy blisko?
- Misiu, jeszcze kilka godzin drogi przed nami. - Dredziarz odwrócił się i spojrzał mi w oczy.
- Nie będzie problemu, jeśli włączę sobie muzykę w słuchawkach? - upewniłam się
- Nie, spoko. Miłej zabawy. - uśmiechnął się Czarny.
Również się uśmiechnęłam i włączyłam Samy'ego - "Poesie Album". Oparłam się wygodnie i spojrzałam przez okno. Ciemno, przydrożne lampy oświetlały nieznacznie drogę, ukazując prószący śnieg. No ja się pytam, dokąd my, do jasnej - ciasnej, jedziemy? Znów przymrużyłam oczy i zasnęłam. 
Jakieś trzy godziny później przejeżdżaliśmy koło jakiegoś zajazdu
otwartego dwadzieścia cztery godziny na dobę. Pomyślałem, że pewnie Bill i Roxen są głodni, więc skręciłem.
- Co ty robisz? - ciszę przerwał zdezorientowany, młodszy Kaulitz.
- Jedziemy na kolację po kolacji. - rzuciłem, wzruszając ramionami.
Zaparkowałem tuż przed wejściem i zgasiłem silnik. Obejrzałem się na młodą, znów spała. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do jej drzwi, głośno je otwierając. Nie usłyszała, przez różowe słuchawki tkwiące w jej uszach. Pociągnąłem kabelek w dół, wyrywając je. Wzdrygnęła tylko, pośpiesznie mrugając oczami. Uśmiechnąłem się.
- No śpiochu, idziemy coś zjeść. - zaśmiałem się widząc, jak bardzo jest zamulona.
- No weź, spać mi się chce. - machnęła ręką i wtuliła się w wiszącą na niej grubą bluzę.
- Nie po dobroci, to siłą. - rzuciłem, odpinając jej pas.
Wziąłem ją na ręce. Wyglądałem, jak książę niosący Śpiącą Królewnę. Nogą zamknąłem drzwi i skierowałem się do wejścia baru. Roxen objęła mnie rękami i wtuliła się we mnie. Zimno jej.
Weszliśmy do pomieszczenia. Przy barze siedziało kilku zarośniętych, pijanych jak byk facetów. 
Przy stoliku pod oknem siedział starszy mężczyzna, pijący kawę i czytający gazetę. Nikt nie zwrócił na nas uwagi.
Poczułam, jak Tom kładzie mnie na czymś śliskim i drewnianym.
Kiedy otworzyłam oczy, leżałam na ławce. Była polakierowana. Usiadłam i przetarłam oczy. 
- Co chcesz? - usłyszałam ze strony Toma.
- Zupę pomidorową. - odparłam, nawet nie zaglądając do karty.
- Widzę, że czytamy sobie w myślach. 
W pewnym momencie do stolika podeszła kelnerka.
- Trzy zupy pomidorowe i trzy herbaty. - rzucił Bill.
Kobieta uśmiechnęła się i odeszła. Bliźniacy rozsiedli się wygodnie, rozglądając się po lokalu. Przypominał on karczmę, taką, jak w górach. Ale zdecydowanie, nie byliśmy w górach. Na okładce menu pisało "Zajazd Pod Kaczką Wita". Jestem w domu. Już wiem, że to nie karczma. 
("Jestem w domu"  oznacza, że już się wie, o co chodzi. "Jestem w domu" = "A, już wiem, o co chodzi")
Po pół godzinie dostaliśmy talerze gorącej zupy pomidorowej. Chłopcy jedli bez ceregieli, nie przejmowali się nawet tym, że zupa jest gorąca. W wyniku czego oni skończyli dużo wcześniej, niż ja. W końcu jednak się doczekali - ja również zjadłam. Po chwili kelnerka przyniosła nam herbatę. 
- Czemu się zgodziłaś? - spytał po chwili Tom.
- Po prostu, spytaliście, a ja się zgodziłam. - westchnęłam.
- Ale widzę, że nie jesteś przekonana. Jest zima. 
- To czemu pytaliście? - na to pytanie Tom spuścił wzrok. Speszyłam go. 
Bill tylko chrząknął i zajął się swoim napojem.
- Tom? Czemu pytaliście? - powtórzyłam, patrząc na Dredziarza z uwagą.
- Em, muszę do toalety. - rzucił Bill i wstał, kierując się do wspomnianego pomieszczenia.
- Po prostu. - wzruszył ramionami i upił łyka herbaty.
- Nie, Tom. Ja chcę wiedzieć. 
- Bo chciałem, żebyś się urwała od życia codziennego. 
- A co cię obchodzi moje życie codzienne? - chyba nie przemyślałam tego pytania.
- Roxen, jesteś moją przyjaciółką. Chciałem, żebyś się rozluźniła.
- Fajnie, dzięki - uśmiechnęłam się.
Chciałam, żeby pomyślał, że zrobiłam to celowo. Również się uśmiechnął. Gdy wrócił Bill zawołaliśmy kelnerkę i zapłaciliśmy, wychodząc z powrotem na dwór.
Zerknęłam na telefon - już po pierwszej. Kiedy Tom otworzył samochód wskoczyłam do niego i mimo tej grubej bluzy, zakryłam się kocem i zapięłam pas.
- Jeśli chcesz, odwieziemy cię do domu. - Tom spojrzał na mnie ze współczuciem w oczach.
- No co ty. Jesteśmy kawał drogi od domu, nie pozwolę ci się teraz cofać. Poza tym, chciałam jechać. Jestem tu z własnej woli, nikt mnie do tego wyjazdu nie zmuszał. Przestań. - uśmiechnęłam się.
Kącik ust Toma uniósł się lekko w górę, a sam Kaulitz odpalił auto i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Tym razem już ich nie olewałam. W ciągu godziny naśmialiśmy się tyle, ile w całym życiu nie mogłam. Dowiedziałam się, że Bill kocha filmy z serii "Szybcy i Wściekli" a Tom popiera jego zdanie. Z kolei starszy Kaulitz zrobił sobie dredy w wieku trzynastu lat.
- Dlaczego ubierasz się jak chłopak? - spytał Tom.
- Bo wasze ubrania są wygodniejsze od damskich. Nie muszę martwić się, czy widać mój dekolt. Poza tym, fajniej wyglądam. 
- Z tymi wygodniejszymi się nie zgodzę. - wtrącił Bill - Mi wygodnie jest w obcisłych ubraniach.
- I dlatego każdy chłopak, którego poznajesz, pyta cię o twoją orientację. - parsknął Dredziarz, a jego brat szturchnął go łokciem.
Miałam z nich niezły ubaw. Kiedy Tom zaparkował zrozumiałam, że jesteśmy na miejscu. 
- Powiedzcie, że jest tu domek letniskowy.
- Chyba cię coś boli - burknął Tom - Śpimy w namiotach - uśmiechnął się.
Namioty? Oni naprawdę są powaleni. Spać w namiotach w środku zimy. Nie poinformowali mnie o tym, kiedy się pakowałam! Ale w sumie, ja sama mogłam się domyślić, że jest zima. Mogłam się nie zgadzać na ten wyjazd, ale odmówić Kaulitzom to jak zachorować przed upragnionym koncertem.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Pięć

Nie jest dobrze, panienki :( Nie widzę aktywności :o

Pięć
                                                                              - Pieprzysz od rzeczy - machnąłem ręką
- Tom, naprawdę jesteś taki głupi? - Bill aż otworzył szerzej oczy - Słyszałem, że wczoraj chciała ci coś powiedzieć, zanim G dwa weszli na chatę. Nie naburmuszyła się, kiedy nazwałeś ją Skarbem. Ślepy jesteś czy ki czort?!
- Majaczyła, była zmęczona twoim ciągłym gadaniem.
- Cymbał - prychnął Bill i wysiadł z samochodu - A ja ci mówię, że kiedy jej powiesz o swoich uczuciach, ona też to zrobi.
- Tak, jasne - zaśmiałem się - "Wiesz, Roxen, kocham cię. Bardzo cię kocham". "Oh, Tom, ja ciebie też, ucieknijmy stąd i zamieszkajmy na Majorce, miejmy trójkę dzieci i bądźmy szczęśliwi" - prychnąłem
- Kretyn. - warknął Czarny, wchodząc do domu.
Boże, czy ten dzień musi się tak dłużyć? Dochodzi czwarta,
a ja chętnie już bym wyjeżdżała. Usłyszałam, że tata wchodzi do domu, więc wyszłam z pokoju.
- Hej tato! - przywitałam się z nim - Nie masz problemu, że jadę na weekend nad jezioro, co?
- Z kim? Sama na pewno nie, nie umiesz pływać. - zdjął kurtkę i powiesił ją na stojaku.
- No chyba cię coś boli - prychnęłam - Chyba nie będziemy się kąpać, zima się zaczyna...
Czekaj, Bill pisał w sms'ie, żebym ubrała strój, wzięła ręcznik.. Oni liczą na to, że ja wejdę do wody?!
- Możesz jechać, jeśli będzie ktoś pełnoletni. 
- Będą nawet dwie pełnoletnie osoby. Dziękuję. - uśmiechnęłam się i wróciłam do pokoju.
Wybrałam numer, z którym pisałam dwie godziny temu. Jest sygnał!
- Ym, cześć Bill - zaczęłam - Chciałam cię o coś spytać..
- No?
- Chyba nie będziemy się kąpać, co?
- Nie umiesz się bawić, Roxy? Po to jedziemy nad jezioro!
- Bill, jest początek zimy do cholery! 
- Jak nie chcesz, nie musisz się kąpać. Ja i reszta nie omieszkamy nie popływać.
- Jesteście morsami?
- Roxy, mogłoby być minus pięćdziesiąt stopni, my musimy trochę popływać.
- Dobra, jak chcecie. Podjedziecie po mnie czy mam przyjść?
- Jeśli chcesz się załapać na kolację przed wyjazdem, możesz przyjść. 
- Już idę - zaśmiałam się - O której ta kolacja?
- Za półtorej godziny - zaśmiał się
- Debil - również się zaśmiałam i się rozłączyłam.
Schowałam telefon w kieszeń, wzięłam spakowaną torbę i wysunęłam się z pokoju.
- Idę do bliźniaków! - krzyknęłam, ubierając kurtkę.
- Przyjdziesz jeszcze? - spytała mama
- Nie, poczekam u nich za kolacją i zjem z nimi, od razu po kolacji jedziemy..
- Masz tu pieniądze, gdyby toalety były płatne. Nie siadaj na deski! Myj ręce po każdym wyjściu z toalety. Jedz dużo! Zadzwoń, jak dojedziecie. - jej kazania wydawały się nie mieć końca.
- Mamo, ja nie mam dwunastu lat. Pa! - wrzasnęłam i wyszłam z domu, kierując się do Kaulitzów.
Zimno! Gdzie oni chcą jechać nad to jezioro, do Afryki? Chyba kpią.. Nie pojechałabym, jeśli Tom by nie jechał. A dwa dni spędzone z Tomem, bez Gabi i Marty, bez nauczycieli.. To coś pięknego. Po prostu.
Stanęłam przed drzwiami i roztarłam zmarznięte dłonie, naciskając na dzwonek. Po około dwóch minutach otworzył mi nieznajomy chłopak o długich, kasztanowych włosach.
- O, hej Roxy! Wchodź! - uśmiechnął się i wziął moją torbę.
- Hej wszystkim! - uśmiechnęłam się, patrząc na trzech pozostałych chłopaków czających się w kuchni.
- Roxen! - zaśmiał się Tom - Przyszłaś.
- Nie, przy czołgałam się. Jasne, że przyszłam - po tych słowach wszyscy wybuchli śmiechem. - Poza tym, jestem Roxy, nie Roxen.
- Wolę ci mówić Roxen. - prychnął Tom
- Ale to denerwujące! - splotłam ręce na piersi
- Masz pecha! - wytknął na mnie język i znów się uśmiechnął.
Podszedł do mnie uśmiechnięty Bill i nachylił mi się do ucha, po czym szepnął:
- Pełne imię Toma to Tomas. Nienawidzi, kiedy babcia mówiła na niego Tomas! - cicho się zaśmiał i zasłonił usta dłonią, odwracając się od brata i chichrając.
- Hej, Tomas! Co na kolację? - dogryzłam mu, patrząc na niego perfidnie.
Wyprostował się od gazówki i wziął głęboki wdech. Wkurzyłam go. BINGO!
Zabiję gnoja, no zabiję. Tylko on wiedział, że nie cierpię, gdy ktoś
nazywa mnie Tomas. Zemszczę się. Jak dojedziemy, w ubraniach wywalę go do wody. Taki prezencik od braciszka.
Odwróciłem się z uśmiechem.
- A więc to tak? - rzuciłem się na nią, a ona zaczęła uciekać.
- Nie, odwal się! - wybuchnęła śmiechem, wdrapując się na schody.
Tak się śmiała, że ledwo po nich stąpała.
- No, Roxen! Co jest!
Ja również się śmiałem, pozostali mieli pewnie z nas ubaw. W pewnym momencie popełniłem błąd - pociągnąłem ją za koszulkę. Dziewczyna przychyliła się do tyłu i straciła równowagę. W ostatniej chwili ją złapałem.
- Wszystko okej? - spytałem cicho, patrząc w jej oczy.
- Tak, w jak najlepszym.. - szepnęła, nie odrywając ode mnie wzroku.
Lekko się pochyliłem, przymknąłem oczy. Ona zrobiła to samo. Już miałem ją pocałować, kiedy z kuchni dobiegł głos Billa.
- Tomas! Roxen! Kolacja gotowa!
No przysięgam, że go kiedyś rozszarpię.
Postawiłem Roxen na schodach i powoli z nich zszedłem. Skierowałem się do kuchni.
- Co to było, Tom? - spytał Georg - Szybki seksik?
- Morda Geo - zaśmiałem się.
Widocznie młodą też to rozbawiło, bo się zaśmiała.
Czy on.. Mnie? Prawie.. Było tak blisko.. Chciał? Naprawdę?
Czy Tom Kaulitz, lat osiemnaście, chciał mnie pocałować? Mnie? Małe gówno, z małymi cyckami, brzydką piętnastolatkę? Serio?
- Poszli na anal - stwierdził Bill.
- Ty też? Zamknij jadaczkę i nakładaj. - warknął Tom i usiadł przy stole.
Po około godzinie byliśmy najedzeni. Bliźniacy poszli na górę po torby, a ja zostałam z tymi dwoma sama w kuchni.
- A więc, ty jesteś Roxen, tak? - spytał ten niższy, grubszy. - Jestem Gustav.
- Widzę, że wiele się o mnie opowiada w tym domu. - uśmiechnęłam się.
- Tom miał rację, jesteś śliczna. Jestem Georg. - ten w długich włosach również się uśmiechnął.
- Że co? - chyba się przesłyszałam - Co Tom powiedział o mnie?
- Że jesteś śliczna. - wzruszył ramionami. - Ale nie wiesz ode mnie.
- Jasne, spoko. - zachichotałam.
Naprawdę Tom powiedział, że jestem ładna? To chyba drugi raz.. Tak, wtedy, kiedy się z nim zderzyłam na korytarzu, też powiedział, że jestem ładna. Ale, dlaczego?
- Ruszać dupy i jedziemy! - krzyknął uśmiechnięty Tom zbiegając po schodach.
- Masz koc, Roxy? Tom nie ma ogrzewania.. - szepnął do mnie Bill
- Mam bluzę..
- Tom, czekaj, skoczę po koc! - wrzasnął Czarny i wbiegł na górę
- A po ch*j ci koc! - zaśmiał się Dredziarz.
- Bądź gentelmenem, jak Bill. Ten koc ma być dla Roxy - zwrócił mu uwagę Georg.
Ten tylko na mnie spojrzał i uniósł brwi.
- Jestem! - Bill skoczył na podłogę i podał mi koc.
- Będę pilnował tego domu, jak własnego. Obiecuję. - uśmiechnął się Geo
Bliźniacy tylko przytaknęli i wsiedli do samochodu. Ja odwróciłam się w stronę szatyna i uśmiechnęłam się na pożegnanie, robiąc to samo.
Zastanawiam się, dlaczego się zgodziła. Skoro wypytywała Billa,
czy naprawdę mamy zamiar się kąpać, mogła nie jechać, prawda? Ale skoro jedzie, mam szansę wrzucić ją do wody. Tak, właśnie tak! Wrzucę ją do wody! Albo nie, bo się rozzłości i gówno będzie, nie randka. Pomyślmy, wszystko jest? Gitara.. Jest. Ubrania, buty, czapki, szczoteczka i pasta do zębów, ręczniki.. Są. No, luz. To jedziemy.
W ogóle jestem ciekaw, czy będzie spała, czy będzie z nami nawijać. Ale w sumie, do jadaczkowatych panienek nie należy, kolejny plus. 
Dobra, plan jest taki - Ona zostanie w samochodzie, kiedy ja i Bill będziemy rozkładać namiot. Później, skoro należy do zmarzluchów, Owinę ją w swoje bluzy. Rozpalę jej nawet ognisko przed nosem, byle było jej ciepło. Mi tam na lajcie, zawsze ciepło. Bill jest trochę dziwny, bo za każdym razem, gdy wchodzi do wody i z niej wychodzi, mówi "Już więcej nie włażę do wody w zimę". A i tak do niej wchodzi. No fuck logic! Ale to Bill, widać, że mój brat. Właśnie.. Mój brat. Zawsze nierozłączni, zawsze razem. We dwoje przez świat, dwaj supermeni. Nic nas nie rozdzieli. Już nigdy, przenigdy. Nawet żadna dziewczyna. Nawet Roxen.
Boże, czy ja się serio tak wkitrałem w ten niedoszły związek? Ja jej się nawet nie podobam! No błagam! Już sam fakt, że właśnie gadam w myślach sam do siebie mnie przeraża. Halo? Ktoś tu jest? Halo! Pusto! 
Powieki jakoś same mi się przymknęły. Tom włączył radio,
które cicho grało piosenkę P!nk. Powoli zasypiałam.
Jakoś o wpół do dziewiątej zostałam obudzona przez Toma. Poinformował mnie, że jest postój na toaletę i na ewentualne zakupy. Poszłam do łazienki i szybciutko załatwiłam sprawę. Wróciłam do samochodu, w którym siedział Bill.
- Powiem ci coś, bo mam tego dosyć - rzucił cicho. Uniosłam jedną brew.
- Co takiego? - spytałam zdziwiona.
- Ale nic nie wiesz, okej? - kiwnęłam głową - Tom na ciebie leci.
To jakieś jaja?! Tom Kaulitz z Hamburga na mnie leci?! O choroba wenecka religijna!
- Polewasz ze mnie - zmarszczyłam nos.
Czarny tylko spojrzał poważnie w moje oczy i nawet nie mrugnął - mówił prawdę.
Kiedy ktoś patrzy szczerze w twoje oczy i nie mruga, to jest szczery. Nie ma ani grama żartu w wypowiedzianych przez niego słowach. 
Po chwili w samochodzie pojawił się też Tom.
- To co, jedziemy dalej?
Pokiwałam tylko głową, uśmiechnięta od ucha - do ucha.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Cztery.

                 Wszystko dobrze się układało w tych całych korkach, dopóki bliźniacy nie zaczęli się kłócić. To była katastrofa!
- Głąbie, symbioza to nie jest roślina! - krzyknął Bill, stojąc twarzą w twarz ze swoim bratem.
- A ja ci mówię, że jest! Nie spieraj się ze starszym!
- Idioto, 10 minut to żadna różnica! Symbioza to nie jest roślina, downie! - Tom zrobił krok w stronę Billa.
Siedziałam przerażona na kanapie, z książką na nogach i ich obserwowałam. Czekałam na odpowiedni moment.
- Jasne! Jestem starszy, dziewczyny do mnie lgną, jestem przystojniejszy i mam lepsze auto! - wrzasnął Tom, wytykając bratu język.
- Tak, tobie przytrafiła się uroda, mnie rozum. Roxy, co to jest symbioza?
Już się uśmiechnęłam i chciałam odezwać, ale Tom mi wtrącił.
- Nie zmieniaj tematu! Sami do tego dojdziemy!
Coś tam dalej sobie krzyczeli, a ja próbowałam interweniować, ale się nie dało. Wstałam, podeszłam do nich, a oni pewnie nawet tego nie zauważyli.
- CHŁOPAKI!!! - krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam.
Zamknęli się i spojrzeli na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Symbioza to zjawisko ścisłego współżycia przynajmniej dwóch organizmów. - odparłam, splatając ręce na piersi.
Chłopcy zerknęli na siebie i wyraźnie się zarumienili. Po chwili jednak Tom przerwał tę zabawną ciszę.
- Czyli seks. - wzruszył ramionami.
- Tom! - jęknął Bill, wywracając oczami
- No co? Taka prawda, symbioza to seks innych organizmów.
O mało nie wybuchnęłam śmiechem. Doskonale wiedziałam, że starszy Kaulitz nie myśli o niczym innym, ale palnąć takie coś w obecności dziewczyny, to po prostu nie wchodziło w grę. Jednak w tym domu wszystko jest możliwe.
- Już? Skończyliście? - spytałam, zamykając książkę - Jestem głodna.
- Zaraz nasmażymy frytek, zjesz z nami.
- Frytki? Tom, jest dwudziesta druga godzina. - uśmiechnęłam się
- Bill robił spaghetti o drugiej w nocy, w zeszłym tygodniu. - westchnął i wszedł do kuchni.
Głośno się zaśmiałam, patrząc Billowi w oczy. Czarny tylko się zarumienił i szybkim krokiem poszedł na górę.
Weszłam do kuchni opierając się o blat. Uważnie obserwowałam "robotę" Dredziarza.
- Co tak patrzysz? - spytał w końcu, z uśmiechem na twarzy - Pierwszy raz widzisz, jak ktoś robi frytki?
- Nie - zaśmiałam się
- Patrzysz się jak łysy na grzebień. - mruknął żartobliwie - Rodzice nie dzwonią? Wiedzą, że jesteś u mnie?
- Mój tata zostaje dziś dłużej w pracy, mama wie, że i ja mogę wrócić później. - odparłam, oblizując wargę.
- No i prawilnie - pokazał mi kciuka w górę i wrócił do swojego zajęcia.
W kuchni pojawił się Bill z jakimś pudełkiem.
- Roxy chodź ze mną na chwilę do salonu, okej? - pokazał mi ruchem głowy salon i ruszył w jego stronę.
Dołączyłam do Czarnego i usiadłam obok niego na kanapie. Chłopak otworzył pudełko i moim oczom ukazały się różne błyskotki, biżuteria i tak dalej.
- Skąd to masz? - spytałam z zainteresowaniem
- Ukradłem - prychnął żartobliwie - Przez wiele lat mojego stylu trochę się tego uzbierało, a chcę kupić coś nowego, a czegoś starego się pozbyć. Pomyślałem, że będziesz zainteresowana.
Uśmiechnęłam się.
- To miłe - rzekłam cicho
- Wybierz sobie, co chcesz. Tu są te rzeczy, których chciałem się pozbyć, a wszystkiego ci przecież nie wcisnę. Chyba, że chcesz.
- Nie, co ty! Nie będę żebrać o biżuterię! - zaśmiałam się.
Po dokładnym przeanalizowaniu każdego pierścionka czy kolczyków wybrałam dwie pary ślicznych, złotych i czarnych kolczyków i trzy, śliczne pierścienie osadzane diamencikami.
- Tylko uważaj, bo to prawdziwe brylanty - rzucił po chwili, nie patrząc na mnie - Nie zgub ich.
- Pra.. Prawdziwe? - moje oczy przypominały teraz opony od rowera - Bill, nie mogę tego przyjąć.
- Ale dlaczego? To tylko pierścionki.
- Bill, to są brylantowe pierścionki, nie mogę. - odłożyłam je do pudełka.
Bill głęboko westchnął, i naprawdę cichym szeptem policzył do dziesięciu. Chyba się zdenerwował.
- Jesteś nienormalna. Bierz je.
Objął mnie ręką i dłoń przyłożył do ust, ciągnąc mnie do tyłu. Oboje się śmialiśmy, a ja nie mogłam zdjąć z ust jego dłoni. Polizanie go nic by nie dało, miał rękawiczkę na ręce. Na szczęście moim wybawcą został Tom, wnoszący do pokoju dwie miseczki po brzegi zapełnione frytkami.
- Kretyni. - pokręcił głową i szeroko się uśmiechnął.
Wrócił do kuchni, by po chwili znów tu przyjść i przynieść jeszcze jedną miskę z frytkami, dla siebie.
Zalali boki miseczek keczupem i zaczęli się delektować, włączając telewizor. Leciał jakiś horror.
                 Spojrzałem ukradkiem na Roxen i lekko się uśmiechnąłem. Kumpel Marty powiedział mi,
że ona panicznie boi się horrorów.
Odłożyłam pustą miseczkę na stolik i podszedłem do Roxen, siadając z jej drugiej strony. Objąłem ją i puknąłem palcem Billa dając mu do zrozumienia, żeby sobie poszedł. Uśmiechnął się, kiwnął lekko głową i wstał, wracając do pokoju.
Młoda lekko się we mnie wtuliła i położyła dłoń na mojej piersi. Po chwili wbiła mi palce w koszulkę, mocno ją marszcząc. Przestraszyła się.
- Co jest? - spytałem cicho
- Wyłącz to, proszę. - szepnęła masując pogniecione miejsce
- Boisz się? - objąłem ją drugą ręką
- Nie lubię horrorów. Obciach, co nie?
Cicho prychnąłem. To normalne, że dziewczyna boi się horrorów. Ale to Roxen, ona zawsze będzie idealna.
- Nie. - schyliłem lekko głowę, spoglądając w jej oczy.
- Tom? Chciałam z tobą szczerze, bardzo szczerze porozmawiać.. - ona też spojrzała w moje oczy.
- Słucham cię, skarbie.
Już miała się odezwać, kiedy do domu weszli Georg i Gustav. Młoda wyraźnie się przestraszyła, gwałtownie się ode mnie odsuwając. Cholera jego mać! Nie w tym momencie!
- Cześć Tom! Bill już chrapie? - rzucił na wstępie Geo i usiadł na fotelu obok.
Spojrzałem na niego oczami rządnymi mordu. Chyba nie załapał, o co chodzi. Gustav usiadł obok mnie, lekko się uśmiechając i poruszając zabawnie brwiami.
- Tom, odwieziesz mnie? - spytała zaspanym tonem dziewczyna.
Od razu się zerwałem i chwyciłem kluczyki z komody. Jak wróciłem coś do niej mówiłem, ale Roxen już nie kontaktowała. Zasnęła.
                          Poczułam delikatny wiaterek muskający moją twarz. Czułam, że latam, choć to było
niemożliwe. Coś nie grało. Kiedy już bardziej się wybudziłam poczułam, jak ktoś kładzie mnie na siedzeniu w samochodzie. 
- Tom mnie odwozi - moja pierwsza myśl.
Nie chciałam psuć tej pięknej chwili więc postanowiłam, że nie otworzę oczu i niemal od razu wróciłam do krainy snów. 

---

Obudziłam się u siebie, w swoim łóżku, tyle że w ubraniach. Nie związałam włosów, będę mieć poplątane końcówki.
Co się w ogóle wczoraj stało? Nie pamiętam nic, co działo się po tym, jak siedziałam wtulona w Toma. Pusta luka. Dziś sobota, jest luz. Czekaj, sobota? Tom mówił, że w piątki wyjeżdżają na ten odpoczynek.. Zaraz... Dzisiaj jest piątek!
- Która godzina?! - spytałam sama siebie, zrywając się z łóżka.
Cholera, zaspałam do szkoły! Już nigdy więcej żadnych korków w środku tygodnia!
Skoro już zaspałam, to postanowiłam, że położę się z powrotem do łóżka. Czułam się jakby ktoś na mnie wisiał, nie miałam siły nawet leżeć. To okropne. 

---

Wszystko mnie dziś irytowało. Nie wiem, może zbliża mi się okres, ale kompletnie nic mi dziś nie pasowało. Od rana nie wychodzę z pokoju, a hałas dochodzący z kuchni mnie denerwuje. Nie rozmawiałam jeszcze z mamą, w sprawie wczorajszego wieczora. A chyba powinnam, nie? 
- Mamo? - krzyknęłam, wychodząc z pokoju - Jak ja się znalazłam w łóżku?
- O, hej skarbie! - uśmiechnęła się - Tom to naprawdę miły chłopak. Przywiózł cię, wziął na ręce i sam wniósł do domu. Ja tylko otwarłam drzwi od domu i pokazałam mu, gdzie jest twój pokój. Silny z niego chłopak. 
- Jak to "wniósł do domu"? Pozwoliłaś mu wejść?
- A czemu nie? Przystojny, miły, pomocny i do tego silny. I jak się orientuję, to on ci się podoba, tak?
- No tak.. - zarumieniłam się - Bill i Tom kompletnie nie nadają się do współpracy. Na początku wszystko było okej. historia i matma poszły nieźle. Ale biologia to kompletna porażka! Tom myślał, że symbioza to roślina, i o to pokłócił się z Billem. Nawet nie wiesz, jak na nich patrzyłam. Kłócili się o to, czy symbioza to roślina, czy coś innego. Normalnie śmiać mi się chciało!
- Nareszcie znalazłaś kogoś w swoim rodzaju. - przyznała mi mama - Widać, że kiedy tylko o nim mówisz lub masz coś z nim zrobić, po prostu cię nosi. To właśnie jest miłość. 
- Szkoda, że nieszczęśliwa. - szepnęłam i wróciłam do pokoju z jabłkiem w ręku.
Skoro mam dzień wolny, to chyba mogę poszperać w necie, co? Na pewno będzie coś pisać o sprawie Kaulitzów... Bo musieli mieć rozprawę, skoro dwa lata spędzili w poprawczaku, co nie?
Co my tu mamy... " Ciężarna kobieta potrącona przez nieletniego, pijanego nastolatka.. ", "Kobieta przeżyła, jednak straciła dziecko", "Pijany nastolatek spowodował wypadek samochodowy. Kierowca busa nie żyje!"... O Boże! Bill zabił człowieka! W sumie, to oboje, bo jeszcze to dziecko.. No nie ważne. Zamknęłam tą stronę. To było przecież dawno temu, chłopcy zapłacili już karę. Nawet nadal ją płacą. 
Usłyszałam brzdęk mojego telefonu. Kto i czego znowu chce? Nieznany numer.. Otworzyłam sms.
" Cześć, tu Bill. Tom się pyta, z resztą ja też, czy nie chciałabyś jechać z nami dzisiaj nad jezioro. Wyjeżdżamy po siódmej, wracamy w niedzielę po piętnastej. Co ty na to? " 
Zgodzić się? Czy nie zgodzić? Co zabrać? Mówić ojcu? Cholera!
" Cześć Bill, pewnie. Spytam tylko mamę i spakuję potrzebne rzeczy, Właściwie, co ja mam zabrać? ;o "
Rzuciłam telefon na biurko i czekałam za odpowiedzią Czarnego. Po pięciu minutach ją dostałam.
" No wiesz, pfffh... Ręcznik na pewno, strój możesz mieć na sobie. Bieliznę, koc, jakąś poduszkę.. Ciepłą bluzę, długie spodnie, spodenki.. Poza tym, dziś mieliśmy kartkówkę z biologii.. Dzięki Tobie oboje zgarnęliśmy czwórki! Dzięki wielkie! :D "
Kiedy tylko to przeczytałam uśmiechnęłam się. Może jednak nie są takimi tumanami, co? Będą z nich ludzie.
A tymczasem, zaczęłam się pakować. W kalendarzyku sprawdziłam termin okresu. Uff, mam jeszcze tydzień, więc luz. Spakowałam wszystko, o czym mówił Bill. Wybiegłam z pokoju informując mamę o moim dzisiejszym wyjeździe.
- Co? Ale jak to, na trzy dni?! Kto jeszcze będzie? Mogę mu zaufać?
- Oj no... Będzie Bill, będzie Tom, ktoś tam jeszcze... Wiem, że każdy ma partnera lub partnerkę. Wyjeżdżamy dzisiaj, wracamy w niedzielę.. Nad jezioro. Przestań! Opowiem ci, co robiliśmy, jak już wrócę, bo z góry wszystko opowiadać, to naprawdę nic łatwego! 
- No okej, możesz jechać. Mam nadzieję, że mogę ci ufać.
- A zawiodłam cię kiedyś? - prychnęłam
- No nie... Okej, możesz jechać. Weź spakuj sobie jedzenie i trzy butelki wody mineralnej. Żadnego piwa! 
- Przestań! Nie będę się zatruwać tym gównem!
         Nie wiem, czy to był dobry pomysł.. Roxen na pewno się nie zgodzi na ten wyjazd.. No ludzie, 
 znamy się od dwóch tygodni. Ale to nie był mój pomysł, tylko Billa! Oczywiście ten kretyn powiedział młodej, że ja chciałbym ją zabrać.. Powalony cymbał.
- Ona ci nie odmówi, Tom. - rzekł Bill, kiedy wracaliśmy do domu. - Wyraźnie coś pomiędzy wami jest.
- A ty niby skąd wiesz? - syknąłem
- A choćby stąd, że cię nie odtrąciła, kiedy ją objąłeś?!