poniedziałek, 7 grudnia 2015

Dwanaście

Bez specjalnych przemówień :*

Dwanaście.

Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Tom spał obok mnie, cicho i spokojnie oddychając.
Wyglądał uroczo. Spojrzałam na okno, które było uchylone. Najwyraźniej Bill zadbał o świeże powietrze w pokoju. Powoli podniosłam się z łóżka. Miałam na sobie tunikę z długim rękawem, która okrywała moje ciało do kolan. Na bosaka wyszłam cicho na korytarz. Postanowiłam zwiedzić ten dom i starać się nie myśleć o śmierci Marty. Cichutko zeszłam na dół po schodach, bo nawet służba jeszcze spała. A jest już siódma rano! Spojrzałam na zdjęcia wiszące w salonie nad komandorem. Byli na nich bliźniacy, mama bliźniaków trzymająca maluchy na rękach, pan Gordon naprawiający motor razem z małym, około dziesięcioletnim Tomem. Jedno zdjęcie przykuło moją uwagę. Było świeże, może z zeszłego roku. Wyglądali na nim wspaniale. Bill miał ślicznie pomalowane oczy.
I chodź teraz ich nie maluje, chętnie zobaczyłabym go w makijażu.
Bo ogólnie Bill jest przystojnym mężczyzną, w końcu to bliźniak Toma. Co z tego, że nosi biżuterię czy malował oczy. Co z tego, że nosi tipsy, obcisłe koszulki i jeansy? Jak lubi, tak nosi. 
Ja na przykład bardzo lubię nosić męskie koszulki czy bluzy Toma. Na mnie zawsze to świetnie wygląda, gdyż do tego mam czarne leginsy i czerwone converse. Tom natomiast się prawie nie zmienił, może na twarzy trochę wydoroślał.
" Bill und Tom, 28 August 2007 Jahre " pisało pod ramką. Dobrze myślałam, że z zeszłego roku. 
Jestem tylko ciekawa, kto im je zrobił. Eh, kiedyś się Toma zapytam. 
Zaskoczyła mnie pani Simone, która nagle weszła do salonu.
- Oh, dzień dobry Roxy - przywitała się ze mną - Co oglądasz? 
- Zdjęcia - uśmiechnęłam się - Byli słodkimi dzieciakami.
- Nadal są, kochana. Tylko nie rozumiem, dlaczego tak rzadko nas odwiedzają, a Tom jest dla nas nieprzyjemny. 
- Ja rozumiem, proszę pani. Mogę się założyć, że pani również. Ale nie chcę psuć sobie opinii, czy czegoś w tym stylu. Wiem tylko, że bliźniacy to najlepsze, co mogło mnie w życiu spotkać. 
- Nastoletnie miłość, piękne uczucie. Sama tego doświadczyłam. Mogę ci coś poradzić? Nie zachodź w ciążę w wieku 19 lat lub prędzej, będziesz tego żałować - ułożyła mi dłoń na ramieniu - Nie, że Bill i Tom to coś złego, po prostu zbyt się pospieszyłam i poświęciłam im całe życie. Nie wiem, co ci na mnie nagadali. Każdy ma swoje zdanie o mnie, fakt, nie interesuję się nimi jakoś przesadnie, ale są dorośli i umieją o siebie zadbać. Dostają pieniądze co miesiąc, niczego im nie brakuje. 
- Zazdroszczę im, że nie muszą pracować. Ja pewnie będę musiała w ich wieku już pracować. 
- A ile ty masz, jeśli mogę wiedzieć, lat? 
- 15 - odparłam krótko - Ale Tom jest wspaniałym chłopakiem. Wszyscy mi go zazdroszczą! Jest czuły, troskliwy, opiekuńczy, zawsze zazdrosny, zabawny, bo zawsze poprawia mi humor. Raz kiedy pisał ze mną wiadomości na lekcji i pani Flag, nauczycielka, zabrała mu telefon, nie bał się jej sprzeciwić. Miał tyle argumentów, że w końcu ta usiadła zrezygnowana na krześle i tylko pouczała klasę, że nie używa się telefonów komórkowych na lekcjach. 
- Cieszę się, że w końcu wydoroślał i ma swoje cele. No, a teraz muszę uciekać do pracy. Życzę ci miłego dnia, wrócę na kolację. Do wieczora!
- Do wieczora! - zaśmiałam się.
Zdziwiłem się, że Roxen nie ma obok mnie. Może nawet się przestraszyłem. Ubrałem spodnie
i wybiegłem z pokoju, schodząc na dół. Zastałem dziewczynę siedzącą przy stole, przeglądającą gazetę.
- Cześć kicia - uśmiechnąłem się blado - Co słychać?
- Hej. A nic, patrzyłam na wasze zdjęcia.
- O Gott, one jeszcze tu wiszą?! - jęknąłem 
- To jest śliczne - wskazała palcem na moje i Billa zdjęcie - Gdzie robione? 
- Tu, w domu - odparłem - W jadalni, kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego w zeszłym roku..
- Bill słodko wyglądał z tym makijażem - uśmiechnęła się od ucha-do ucha.
- No wiem, ale nie zdajesz sobie sprawy, jakie ciężkie miał życie w tutejszej szkole. Przecież my mieliśmy ledwo po 14 lat jak zaczął malować oczy, farbować włosy i nosić przerobione ubrania. W 2005 roku jeszcze jakoś to wyglądało. Później było gorzej - zaśmiałem się
- Hejtujesz brata, nie ładnie - również się zaśmiała
- Byle co jesz i byle co gadasz. - wytknąłem do niej język - Skoro mowa o jedzeniu, na co masz ochotę? Może ciepłe kakao i kanapki?
- Mnie pasuje - puściła mi oczko.
Zawołałem Casidy i nakazałem jej, żeby przygotowała nam śniadanie. Bez żadnego "ale" zabrała się do roboty. Po pięciu minutach dołączył do nas Bill, a na końcu Amber.
- Dzień dobry - uśmiechnął się Czarny - Jak wam minęła noc?
- Spało się dobrze, dzięki tej aspirynie którą mi podałeś - odparła Roxen - Jesteście niezawodni.
- Dziękuję, miło to słyszeć.
- Amber, a tobie jak minęła noc? - zwróciła się do naszej siostry
- Nie podlizuj się. I tak nie będziemy przyjaciółkami. - wytknęła na nią język.
- Wyjdź - Bill wyciągnął rękę w stronę jej pokoju - Wyjdź stąd.
- A ty co tak się mądrzysz? Przypominam, że wasz dom jest w Hamburgu. A ten dom należy do mnie. Wedle wszystkich to możecie już jechać i więcej nie wracać.
- A ja ci przypominam, że w każdej chwili możemy sprzedać nasz dom i wrócić tutaj. Ani mama, ani Gordon nie będą mieli nic przeciwko. - warknąłem
- Wiesz, raczej nie chcieliby mieć tu darmozjadów.
- Jednego już mają, a z resztą prawie by nas w domu nie widzieli więc nie wiem, o czym ty mówisz.
- A później w szkole będą mnie pytać dlaczego mam na chacie kryminalistów. Co im odpowiem?
- Dosyć! - Bill wstał od stołu - Dzwonię do Gordona. Ma się wyrwać z pracy. Chyba nie będzie mu do śmiechu, jeśli usłyszy, że jego ukochana córunia nie słucha się starszych, pyskuje i nastawia ich przeciwko wszystkiemu? Chcesz mieć na chleb? Chcesz mieszkać tutaj, a nie pod mostem? To zamknij jadaczkę, bo jeśli Gordon urwie się na chwilkę, a ta chwilka zamieni się na poważną rozmowę, to może stracić pracę. Mama się załamie, również straci pracę. I wtedy gdzie przyjdziecie mieszkać? No do nas! Masz coś jeszcze do powiedzenia?
Amber patrzyła na Billa jak na uciekiniera z psychiatryka. Spuściła głowę i zabrała się za jedzenie swoich płatków. Bill usiadł z dumnie uniesioną głową i wepchnął kawałek parówki z sosem czosnkowym do buzi.
Śmiać mi się chciało z miny tej smarkuli. Była bezbłędna! Bill wygadał jej nieprawdę, bo przecież Gordon i mama mają własne firmy. Ale to jest jedenastoletnia blondynka, co się dziwić.

Po południu siedziałam z Tomem w jego pokoju. Mieliśmy chwilę spokoju, pan Gordon
i pani Simone jeszcze nie wrócili, Bill i Amber wybrali się na spacer z psami (dwa Dogi Niemieckie, samce, czarny i biało-czarny, Ying i Yang) a Casidy miała dwie godziny przerwy i postanowiła odwiedzić swoich rodziców. A co robiliśmy? No cóż, pospolicie się mizialiśmy. To było takie przyjemne, kiedy leżałam głową na klatce piersiowej Toma i wsłuchiwałam się z bicie jego serca, a on opuszkami palców delikatnie dotykał kręgi mojego kręgosłupa. Wystawały lekko, można było je policzyć, gdyż jestem osobą szczupłą i pod garbioną. Było cicho, okno było uchylone, cały czas w pokoju czuć było zimne powietrze, mieszające się z ciepłem kaloryferów. 
- Mam postanowienie na nowy rok - zaczął rozmowę Tom
- Przecież do Sylwestra został jeszcze miesiąc. - spojrzałam na niego
- Ja już mam postanowienie na Nowy Rok - zaśmiał się
- No to mów - uśmiechnęłam się
- Dredy mam już od czterech lat, więc mógłbym się przerzucić na coś innego. Ale to dopiero we wakacje..
- A na co byś chciał się przerzucić? Przecież w dredach jest ci ładnie, nawet bardzo ładnie - mówiąc to zaczęłam bawić się kilkoma z nich.
- Myślałem nad czarnymi warkoczykami. Skoro Billowi jest ładnie w czarnych włosach, to mi też będzie, co nie?
- Zważ na to, że masz ciut ciemniejszą karnację od Billa..
- Cicho bądź. Ładnemu we wszystkim ładnie. - ucałował mnie w czoło i wziął głęboki oddech.
- Myślałeś już może, co będzie dalej? Jak skończysz szkołę? Bo ja jestem dopiero w drugiej klasie, jeszcze trzecia i liceum, kolejne trzy lata.. Będziesz tyle czekał? 
- Na co?
- No.. Żeby móc leżeć ze mną całymi dniami?
- Możemy ci załatwić nauczanie domowe, podstawowe przedmioty, czyli matematyka, chemia, fizyka i niemiecki. Może jakiś dodatkowy język, polski czy angielski. To już zależy od ciebie. 
- Nauczanie indywidualne dużo kosztuje..
- Jesteś ślepa, głucha czy jaka? Kasy mam w ch*j dużo, więc nie rozumiem, o co ci chodzi.
Usłyszałam trzask drzwi, ktoś wrócił do domu. Oboje podnieśliśmy się i poczekaliśmy. Potem zeszliśmy na dół.
- Witam, gołąbeczki - zaśmiał się pan Gordon - Gdzie reszta rodzinki?
- Bill wybył z Amer i psami, mama w pracy, Casidy u rodziców.                                        
- Aha, czyli za obiadem sobie poczekamy..
- Niekoniecznie, Bill robi prawilne dewolaje. - odezwał się Tom
No i na jego słowa Bill i Amber weszli do domu.
- Hej Gordon - przywitał się Bill
- Tatoooo! - Amber podbiegła do niego i go przytuliła, jak małe dziecko
- I tak nam weekend leci, co nie? - zagadałam
- Wszystko tak szybko leci, bo my zamiast iść grać w piłkę pod szkołę ciągle gdzieś jeździmy. - naburmuszył się Tom - Do lutego nie wyjeżdżam z Hamburga.
- Kolejne postanowienie? - uniosłam brew
- Owszem. - wytknął na mnie język.
Pani Simone wróciła po jakiejś godzinie. Bill smażył dewolaje, Amber uczyła się w pokoju, ja z Tomem oglądaliśmy "Top Model", mama bliźniaków zaszyła się w swoim biurze a pan Gordon poszedł sprzątać auto do garażu. Stwierdził, że za rzadko wykonuje normalne, ludzkie czynności domowe. Dom jest ogromny, niektóre pomieszczenia są zamknięte i nikt nie chce mi powiedzieć, co w nich jest. Bill tłumaczy się, że nie wie, Tom że to są bibeloty Gordona, Simone nie pytałam a Amber w ogóle.
- Tom? Może wyskoczymy na jakąś imprezkę dzisiaj? - zaproponowałam
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Przeszmuglować ochronę że masz 16 lat jest łatwo, ale dopilnować zboczeńców po dziesiątej już będzie problemem.
- No Jezu, dam sobie radę - objęłam go - Chodź, rozerwiemy się.
- Jak chcesz, ale piwa ci nie kupię.
- Nie chcę - zaśmiałam się.
Amber jest prawie mojego wzrostu, więc udało mi się wybłagać od niej śliczną sukienkę. Zdziwiło mnie, że jedenastolatka posiada tego typu kreację, ale cóż, bogacze. Może uda mi się namówić Toma żeby mi jakąś super śliczną na Wigilię kupił. Byłabym mu mega wdzięczna, bo jego stać, a na przykład mama nie kupi mi sukienki za 230 euro, bo za droga. Dla Kaulitza to pikuś.
Do tego ubrałam czarne koturny, które pożyczyła mi Casidy. Na szczęście mamy taki sam rozmiar nogi. A za rajstopy dziękowałam Billowi, który w miarę szybko poszedł specjalnie po nie do sklepu. Lekki makijaż też mi zrobił, dzięki czemu wyglądałam śliczne. Mnie się - bynajmniej - podobało.                               

1 komentarz: