wtorek, 14 lipca 2015

Dwa

No i widzę, że tak jak " Krwawię, cicho żyjąc " nawet was zainteresowało :)
Cieszę się, że wam się podoba :)
Zapraszam na dwójeczkę kochane :*

Dwa.
Na mecie, czyli przed domem, byłbym pierwszy, ale odpuściłem Billowi. Zrobiłem to tak, żeby wyglądało, że chwilowo straciłem panowanie nad samochodem. Kiedy wysiadłem z samochodu, z trudem powstrzymywałem się od mojego tryumfalnego uśmiechu. Bo tak naprawdę, to ja wygrałem.
- A ty kurde co? - Bill również opuścił swój pojazd
- Co? - wzruszyłem ramionami
- Odpuściłeś.
- Nie, wygrałeś, bo miałeś szczęście.
- Odwal się w końcu. Wygrałem, bo mi odpuściłeś. Nie jestem aż tak głupi, żeby tego nie zauważyć.
Szturchając się i śmiejąc weszliśmy do domu. Nasi sąsiedzi szczerze nas nienawidzą. A to Charlie, nasz pies, jest na ich ogrodzie. Albo mamy za głośno muzykę. Albo nadal świeci się u nas światło, chociaż jest godzina po ciszy nocnej. W więc, co oni robią do tego czasu? Też muszą nie spać. A o graniu wieczorem na gitarze to w ogóle mogę zapomnieć. I szczerze, wolałbym już skończyć to powalone gimnazjum, sprzedać chatę i razem z Billem na zawsze się stąd wynieść. Tylko, Bill musiałby poinformować mamę. W końcu, dostawać co miesiąc po dziewięć tysięcy na łebka nie zdarza się każdemu.
Rodzice zawsze traktowali nas równo. Jednak od ich rozwodu, odkąd mama zaszła ponownie w ciążę ze swoim nowym partnerem, od kiedy powtórnie wyszła za mąż, zaczęła wywyższać Billa. Bill jest taki, owaki... Byliśmy bici. Nie tylko przez nią, przez ojczyma też. Tacie nie pozwoliła się do nas zbliżać, a przecież ten cały rozwód był jej winą. Gordon, jej obecny partner, bił nas za każde, nawet najmniejsze przewinienie. Ale nikt nigdy tego nie widział, bynajmniej nie u Billa - ja byłem częściej i mocniej katowany. Nie wiem, dlaczego. Może ona mu coś powiedziała, żeby Billa tylko chlasnął parę razy i to wszystko. Ale za co ona mnie tak nie cierpi.. Nie widzieliśmy się z nimi od trzech lat, czyli od czasu rozprawy. Naszej rozprawy, podczas której zarówno ja, jak i mój bart, siedzieliśmy na ławie oskarżonych. Nawet wtedy go wywyższała. Co zrobiliśmy? Tak to jest, jak piętnastolatki zadają się z dwudziestolatkami... Upili nas. Byliśmy tak narąbani, że po pijaku wsiedliśmy za kółka. Nawet to nie były nasze auta, nie mieliśmy rzecz jasna prawa jazdy. Ścigałem się z Billem. Spowodowaliśmy okropny wypadek, w którym ja potrąciłem ciężarną kobietę a on wjechał w busa. Oczywiście, to my odpowiadaliśmy za zniszczenie samochodów, za moje morderstwo i za jazdę po pijaku. Ale gdzie byli ci dwudziestolatkowie, którzy dali nam te samochody? No racja, byli tak samo narąbani, jak my. Ale na logikę - kto da pijanemu piętnastolatkowi swój samochód??
- Co jemy? - zapytał z kuchni. Do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranej lodówki.
- Maria zostawiła nam roladę mięsną w piekarniku. Odgrzej, zjemy sobie. - odparłem.
Plecak rzuciłem obok kanapy i runąłem na nią. Nienawidzę tej szkoły. Kto to widział, żeby osiemnastoletni mężczyźni chodzili do gimnazjum, i mieli przymus je skończyć? A my go nie skończyliśmy. Dostaliśmy dosyć słaby wyrok, ze względu na okoliczności łagodzące - nieletni, upici przez starszych, nigdy nie byliśmy karani ani zatrzymani, nie uciekliśmy z miejsca wypadku i nie kłamaliśmy przed sądem. Do tego "rodzice" pokryli koszty naprawy samochodów. Nie każdy za wypadek ze skutkiem śmiertelnym dostaje dwa lata. Miałem szczęście. Bill tak samo.

___

- Jestem! - krzyknęłam wchodząc do domu.
Rzuciłam klucze na białą szafkę z brązowym blatem i zdjęłam buty.
- Jak było? - spytała moja mama z kuchni
- Pytasz mnie o to samo codziennie, od tygodnia. A ja ci odpowiem to samo, czyli świetnie. Tak do końca roku będzie?
- Oj no już, nie marudź. Tu masz obiad, umyj ręce i przyjdź zjeść.
Zaciągnęłam się aromatycznym zapachem sosu pieczeniowego. Pospiesznie wpadłam do łazienki, zmoczyłam dłonie letnią wodą i nałożyłam odrobinę kokosowego mydła. Po wytarciu rąk w ręcznik wróciłam do kuchni.
- Taty jeszcze nie ma? - zapytałam, nie przerywając jedzenia
- Musiał zostać dłużej w pracy, dodatkowe obowiązki. - uśmiechnęła się
- Wiesz, gadałam z Tomem... - zaczęłam, a mama gwałtownie się do mnie odwróciła, cała aż tryskała radością.
- I co? Opowiadaj! - usiadła na krześle obok.
- W sumie, to nic. Szłam przez korytarz zamyślona, w ogóle zapomniałam, gdzie jestem i co robię. Nagle na niego wpadłam i trochę pogadaliśmy. Powiedział, że mnie lubi. Stwierdził nawet, że jestem ładna! - zachwyciłam się - Ale co z tego, skoro przez jego łóżko przeplotły się już wszystkie dziewczyny z 3 klasy?
- Nie musisz iść z nim do łóżka, ojciec by go zabił. Skoro cię kocha, to zrozumie.
- Ja nie powiedziałam, że mnie kocha. Powiedziałam, że stwierdził, iż jestem ładna, a to duża różnica. - wstałam i odłożyłam talerz do zlewu. - Idę się uczyć. Do godziny siedemnastej proszę mi nie przeszkadzać!
Wbiegłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Westchnęłam ciężko. Czasem się zastanawiam, dlaczego w ogóle rozmawiam z mamą na temat chłopaków. Nigdy żaden jej nie dogodzi, nawet Tom. Raczej kolacja z rodzicami odpada.
Zaśmiałam się do siebie cicho i wraz z plecakiem podeszłam do biurka. Nienaganny porządek, to lubię. Kiedy wszystko jest na swoim miejscu, jej perfekcyjnie. I przynajmniej da się pracować.
Z torby wyciągnęłam matematykę, zawsze od niej zaczynałam. Matematyka to moja Pięta Achillesa.
A to, że mam dysleksję, wcale mi nie pomaga. Nie mam nawet żadnej strony społecznościowej, bo nie miałabym czasu na nią wchodzić. Codziennie muszę powtarzać różne rzeczy, nawet te z szóstej klasy, żeby je pamiętać. Z ortografią jednak jest już lepiej. Ale matematyka to zdecydowanie tragedia.

*

Dziś skończyłam wyjątkowo szybko. Na dworze co prawda słońce już zaszło, ale nadal jest jasno.
Postanowiłam przejść się na spacer. Nagle dostałam sms od Marty.
" Czy ty widzisz, co oni znów robią? Obejrzyj ten filmik. Dyrcio na bank już ich wyrzuci. "
Zdziwiłam się. Czy to na pewno miał być sms do mnie? To nic, kliknęłam w miniaturkę. Moje oczy szerzej otwarły się, kiedy zobaczyłam obok szkoły, na drodze, stojące obok siebie dwa samochody, które wraz z dzwonkiem na przerwę ruszyły przed siebie. To były auta bliźniaków! Ale, czy to na pewno oni?

" To Bill i Tom? Co oni robią? " - odpisałam jej.

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.

" Tak, to oni. Jak to, co? Ścigają się! To już czwarty raz! Zawsze spod szkoły aż do domu! "

Nie pomyliłam się, są idiotami. Ścigać się spod szkoły... Szacun. Ale widocznie czują się pewnie z tym, że nikt im nie zabierze prawa jazdy. A tu mogą się zdziwić, kiedy przy jednym z domów będzie stać policja. Ale jak tu nie kochać takiego idioty, jakim jest Tom. Ten człowiek jest perfekcyjny, a jego uśmiech bezcenny. Gabriela mi mówiła, że była akcja, kiedy obaj włamali się do szkolnego radiowęzła. To się popisali. Tom powiedział " Bill nigdy niczego nie zrobi beze mnie. Nie wiedziałby nawet, jak się urodzić, gdybym ja nie zrobił tego pierwszy ". Bill zaczął go szturchać i obaj się śmiali, a później do mikrofonu dorwał się Bill. " Są momenty, kiedy chcę sprzedać kopa temu idiocie. Zawsze, gdy na niego patrzę, a on robi coś zupełnie innego niż to, co powinien, mam ochotę mu je*nąć. " I znów ta sama reakcja. To były chyba ich osiemnaste urodziny, tak. Mieli powiedzieć coś zabawnego, ale i słodkiego o sobie. Nieźle się z nich uśmiałam. Właściwie, to z Gabrieli, bo to od niej się o tym dowiedziałam.
Nagle obok mnie zatrzymał się samochód. Gdy na niego spojrzałam, lekko się zdziwiłam.
- Podwieźć cię gdzieś? - powiedział Tom, gdy opuścił szybę
- Em, nie, dzięki. - uśmiechnęłam się.
- Co masz? - jechał tak wolno, jak ja szłam. Co chwilę odwracał głowę i patrzył raz to na mnie, raz na drogę.
- Sms'a od przyjaciółki. - odparłam, pokazując mu telefon - To wy? - wskazałam na miniaturkę w sms'ie.
- Cholera, znowu nas nagrali? - spytał, ale jednak spokojnie.
- Na to wygląda. Po co to robicie? - prychnęłam, ale chyba nawet tego nie zauważył.
- Może jednak wsiądziesz? - ruchem głowy wskazał miejsce obok niego.
Szybkim krokiem ominęłam maskę jego samochodu i wsiadłam, momentalnie znajdując się obok niego.
- Lubimy to. Przynajmniej możemy się zabawić w ciągu tygodnia.
- A co robicie w wolne? - poprawiłam tiszert na dole.
- O kochana, wtedy to się dzieje. Spotykamy się z ekipą pod miastem, nad jeziorem. To taki mały lasek, jeziorko i mała plaża. Teren prywatny, dawno nie odwiedzany. Jeździmy tam co weekend, zaczynając w piątek wieczorem i kończąc w niedzielę po południu.
- Rany, tak zupełnie? Rodzice wam pozwalają?
Chwila ciszy, trochę się zdziwiłam.
- Jeszcze żeby ich to interesowało. Są za granicą, pracują. - wyraźnie trochę posmutniał.
- Ach pracują... To dobrze - odparłam, a on spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Nie, to znaczy źle, ale myślałam, że nie macie rodziców...
- To jest bardzo skomplikowana sprawa, wiesz? Może kiedyś przy kawie ci opowiem.
- Chętnie posłucham - uśmiechnęłam się.
Pewnie kątem oka to zauważył i również się uśmiechnął.
- Właściwie, to gdzie jedziemy? - spytałam po chwili, patrząc przez boczną szybę.
- Po dwa puszkowane i dwie paczki papierosów, bo nam się skończyły. Wysadzić cię, i wrócisz do domu, czy chcesz jechać ze mną?
- Nie, luz. Pojadę z tobą - na te słowa aż oczy mu błysnęły.
Nie wiem, co on sobie w tej makówce wyobraża, ale ja nie jestem łatwa i nie jestem na jedną noc. Podoba mi się, okej. Ale niech mi udowodni, że jest siebie wart. Pomęczę go trochę, bo jakoś dziwnie coraz częściej się koło mnie kręci.
- Palisz? - zapytał znienacka.
- Chyba żartujesz. - prychnęłam, co rozbawiło nas obu.
- Nie. Ty masz ile, szesnaście lat, tak?
- Piętnaście. O rok wcześniej poszłam do szkoły.
- A, no racja. Sorry, nie umiem liczyć - zaśmiał się.
Uwielbiam, kiedy żartuje w mojej obecności. Wtedy wydaje się być wyluzowany, i zbytnio nie "gwiazdorzy".

___

Siedzi obok mnie, dzieli nas tylko ręczny i wajcha skrzyni biegów. Śliczna, uśmiechnięta. Cholera, jak o niej myślę, wszystko wraca. Patricja, nasz związek, nasza wspólna noc. I wszystko znowu ze mną jest. Ale miejmy nadzieję, że Roxen jest inna. Że nie jest zwykłą szmatą, która próbuje mi się przypodobać.
Zatrzymaliśmy się pod sklepem.
- Chcesz coś? - spytałem. Odkiwnęła głową, że nie. - Idziesz ze mną?
Uśmiechnęła się i wysiadła z auta, ściągając dół koszulki - bardziej w dół. Taka śliczna, wyjątkowa. Fakt, te sztuczne plastiki, takie jak Jessica, mnie kręcą, bo noszą ubrania, dzięki którym wszystko sobie odsłaniają i łatwo się dostać. Ale coś czuję, że Roxen nie jest łatwą dziewczyną i pewnie po tym, co o mnie usłyszała, na pewno się ze mną nie prześpi. A już na bank nie zostanie moją dziewczyną.
Weszliśmy do sklepu. Oboje do działu z alkoholem, tak jej powiedziałem. Wziąłem z półki dwa Redsy, oczywiście słabe, bo jutro szkoła. Uśmiechnąłem się do niej.
- Na pewno nie chcesz? - spytałem dla pewności
- Nie, dzięki. - odparła i rozglądała się dalej.
- Chodźmy do działu nikotynowego. - odparłem, idąc przed siebie.
- Gdzie? - zdziwiła się, robiąc śmieszny grymas.
Zaśmiałem się.
- Poszukać papierosów.
Zrobiliśmy już zakupy, mieliśmy wracać do domu, kiedy ona nagle rzuciła:
- To może pójdziemy na tą kawę? Opowiesz mi wtedy tą strasznie skomplikowaną historię, hmm?
- Wiesz, za bardzo cię nie znam. - odparłem, po chwili się do niej uśmiechając.
- To mnie poznasz. Ja opowiem o sobie, a ty o sobie. Co ty na to?
Przekonała mnie, w sumie, to byłem za tą kawą, ale mnie przekonała jeszcze bardziej.
- Okej. - pilotem zakluczyłem auto i ruszyliśmy do najbliższej kawiarenki.
Kupiliśmy sobie po kawie - ona Nescaffe, ja wziąłem cynamonową artystyczną. Lubię takie kawy.
- Więc, co chcesz wiedzieć? - spytałem, upijając jeden łyk.
- Może na początek, dlaczego nadal siedzicie w gimnazjum. - rzuciła, delikatnie się uśmiechając.
- No i widzisz, to właśnie jest połowa tej skomplikowanej historii... - zacząłem - Mieliśmy po piętnaście lat, wpadliśmy w nie te towarzystwo, bo to była grupa dwudziestolatków. To był, jak się nie mylę, piątek. Kupili nam parę piw, tych mocnych piw, i wódkę. Nieźle nas uchlali. No i później, po całym piciu, dali nam wsiąść do samochodu. Mieliśmy im pokazać, na co nas stać - mieliśmy się ścigać. Ten który wygra, zostaje w "gangu". Woda sodowa nam uderzyła do głów. W końcu, mieć dwudziestoletnich kupli to nie wstyd. A byliśmy pijani, i ja, i Bill, chcieliśmy zostać w tym pie*dolonym gangu. Spowodowaliśmy wypadek, w którym ja potrąciłem ciężarną kobietę, a Bill wjechał w tranzyta. No wiesz, dużego busa. Była rozprawa, ponieśliśmy dosyć łagodną karę, bo dostaliśmy tylko dwa lata, w zawieszeniu na 3, jeśli nie skończymy gimnazjum. Jedno poważne przewinienie, jedno zgłoszenie dyrcia, a już siedzimy. Do tej całej kary wykonujemy prace społeczne.
- Ach tak? Jakie? - ożywiła się
- Wieczorami siedzimy w szpitalu dziecięcym i gramy chorym dzieciom. Na raka, na chorobę serca... Tym dzieciom, dla których w sumie nie ma już ratunku. Ja gram na gitarze, a Bill śpiewa. Dzieciom się to podoba.
- Grasz na gitarze?
- Pewnie. Na elektrycznej, basowej, klasycznej, akustycznej. Gram na wszystkich instrumentach. - dopiłem swoją kawę i wygodnie oparłem się o oparcie krzesła.
- Zazdroszczę ci. Chciałabym umieć grać przynajmniej na gitarze. - westchnęła, również dopijając swoją kawę.
- Teraz ty, powiedz coś o sobie. - uśmiechnąłem się

___

Również się uśmiechnęłam.
- A co chcesz wiedzieć? - spytałam.
- Skąd się tu wzięłaś. - odparł, poprawiając swoją czapkę.
- Jestem z Dortmundu, tam się urodziłam i wychowałam. Nie mam rodzeństwa, jestem jedynaczką. Moja mama lubi pomagać katowanym dzieciom, dlatego pracuje w opiece społecznej. Ojciec jest adwokatem, prawie cały czas jest poza domem. W moim życiu nie ma nic ciekawego.
- Jesteś jak ja. Zupełnie, jak ja. Znaczy, wyglądem, bo charakterem się różnimy, wiesz? - rzucił po chwili.
- Serio? - spytałam - Ja jakoś tego nie dostrzegam. Jakim cudem te ogromne spodnie się na tobie trzymają? - kiedy o to zapytałam, uśmiechnął się i pokiwał głową, po czym wstał i lekko uniósł bluzkę, pokazując pasek. - I zagadka rozwiązana.
Pośmialiśmy się chwilę, po czym oboje zwróciliśmy uwagę na powoli czerniejące niebo.
- Zbieramy się? - spytał
- Pewnie - uśmiechnęłam się i wstałam.
W drodze do domu głośno słuchaliśmy muzyki.
- Czekaj, to mój dom. - krzyknęłam, wybuchając przy tym śmiechem.

2 komentarze:

  1. A oto i jestem! Rozdział świetny w cholerę mi się podoba! Roxen i Tom tak świetnie się dogadują, aż miło się to czyta :3
    Kocham takie FF ♡♡
    Masz niesamowity talent, gdy czytam to opowiadanie czuję jakbym wcieliła się w rolę ich obojga ^^
    No nieźle widzę iż Tom chciałby być z Roxanką i mam nadzieję, że będą. Ponieważ strasznie do siebie pasują :D
    Dobra ja już nie zawracam Ci głowy i czekam na nexta, który musi być szybko :***
    Pozdrawiam i weny życzę

    ~ Black Rabbit

    OdpowiedzUsuń
  2. No i wróciłam! Mam więcej nadrabiania, niż mi się wydawało, że będzie :P Odcinek jest świetny, tylko ta pierwsza część jest taka smutna... Ale się nabrechtałam z tej historii z radiowęzłem, normalnie widziałam to oczami wyobraźni i kicałąm ze śmiechu (nawet nie wiedziałam, że tak można) :D
    Życzę weny, pozdrawiam i lecę czytać drugi blog!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń